YSBRYD
„Kraft”
Purity Through Fire 2019
Jak
to się można kurna czasami przejechać, nastawiając się na coś z góry. Ja na ten
przykład nastawiłem się, że jednoosobowy, Niemiecki, Black Metalowy projekt
Ysbryd będzie grał zapewne kupę lub co najwyżej słabej jakości, leśny Black
Metal i przejadę się po tej płycie solidnie. A tu Panowie i Panie chuj bombki
strzelił, choinki nie będzie. Nie mogę zrealizować swoich niecnych zamiarów,
bowiem debiut płytowy Bawarskiego zespołu to naprawdę dobry kawałek mizantropijnego,
melancholijnego Czarnego Metalu z lekkimi ciągotkami w stronę
samobójczo-żyletkowych klimatów. Nie jest to może nic wyszukanego, czy
rozpierdalającego w cztery dupy, ale „Kraft” to kawałek naprawdę dobrego
rzemiosła. Ciężka, wgniatająca w podłożę sekcja operująca głównie w średnich i
wolnych tempach rzetelnie robi swoje tworząc rdzeń zawartych tu kompozycji. Główny
ciężar, zarówno w budowaniu odpowiedniej atmosfery, jak i rozwijaniu tego
materiału wzięło na siebie wiosło, i trzeba uczciwie przyznać, że doskonale
wywiązało się z tego zadania. Zimne, surowy, hipnotyzujące, złowieszcze riffy
tyrają beret bardzo solidnie tworząc przy tym naprawdę sugestywny, depresyjny,
nieco nostalgiczny klimat beznadziejności i przygnębienia. Instrumentalną
warstwę uzupełnia jadowity, szorstki wokal, który świetnie komponuje się z całą
resztą dodając tym wałkom niezbędnej agresji i pierwotnej, mrocznej siły. Z
materiału tego przez cały czas jego trwania sączą się chłodne, posępne melodie,
które czarują słuchacza i wciągają go w głąb tworzonej przez Ysbryd
alternatywnej rzeczywistości. Produkcję uzupełniają miażdżące, monolityczne
Doom Metalowe elementy, które sprawiają, że płyta momentami wręcz przytłacza i
gniecie niemiłosiernie odcinając dopływ życiodajnego powietrza. „Kraft” to
płyta, która trzyma się Black Metalowych standardów lat 90-tych, ale
jednocześnie ma swój indywidualny, charakterystyczny sznyt, który sprawia, że
nie mamy wrażenia, jakbyśmy konsumowali odgrzewane wielokrotnie kotlety.
Naprawdę ciekawa i wciągająca płyta, która dla fanów mizantropijnego,
wisielczego Black Metalu jest w zasadzie pozycją obowiązkową. Dodam jeszcze
tylko, że materiał ten ukazał się pierwotnie w 2018 roku, jako pro-cdr wydany
samodzielnie przez muzyka zespołu. Jeszcze w tym samym roku Worship Tapes
puściło w świat 100 kaset, a w lutym 2019 dzięki Purity Through Fire
doczekaliśmy się wtłoczenia tej produkcji na srebrne krążki. Najpierw
otrzymaliśmy limitowane do 99 szt. wydanie w digi-packu A5, a następnie
wznowienie w klasycznym jewel case, które zostało wzbogacone o 4 bonusowe wałki
z niewydanego wcześniej Demo 2007.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.