sobota, 4 maja 2019

Recenzja DER ROTE MILAN „Moritat”


DER ROTE MILAN
„Moritat”
Unholy Conspiracy Deathwork 2019


Coraz ciekawsze nazwy przybierają aktualnie Black Metalowe projekty, nieprawdaż??? Der Rote Milan, hmmmm. Jeżeli wzięlibyśmy potoczne tłumaczenie tego zwrotu, to może niebawem pojawi się także Niebieska Warszawa, albo Żółte Pierdziszewo Większe??? Jeżeli natomiast nieco bardziej zagłębilibyśmy się w językowe zawiłości, to może wypłynie kiedyś zespół o nazwie Wróbel Pospolity??? Zresztą nieważne, gdyż  ja tu nie zamierzam się rozwodzić nad nazwami zespołów. Nazwali się, jak chcieli i chuj mi do tego, w tej recenzji chcę bowiem przybliżyć Wam nieco drugi album tej niemieckiej grupy i to będzie tu meritum sprawy. „Moritat” to zatem niespełna 41 minut stosunkowo surowego, jadowitego Black Metalu przyprawionego sporą ilością melodyjnych akcentów i z lekka mizantropijnym klimatem. Generalnie można by powiedzieć, że to płyta zbudowana z solidnie napierdalającej sekcji, chropowatych gitar i rasowych, czarnych wrzasków. Jest tu jednak także sporo kręcenia opartego na odrobinie atonalnych, dysonansowych wioseł i awangardowych zagrywek przypominających nieco twórczość ich rodaków z Nocte Obducta. Cechą charakterystyczną tej płyty są także kontrasty, spokojniejsze, prawie piękne (he he he), atmosferyczne partie przeciwstawiane są siarczystej, intensywnej, agresywnej Black Metalowej sieczce podpartej ponurym, kąsającym konkretnie wokalem. Wszystkie teksty artykułowane są w języku Niemieckim, a ich trzon inspirowany jest wojną trzydziestoletnią (1618-1648), podobno kluczowym czasem w historii Niemiec, która była efektem protestanckiej reformacji, jaka przetoczyła się przez Europę, nastawiając kilka niemieckich miast przeciwko sobie pod względem linii religijnej (i niech ktoś mi teraz zaprzeczy, że religia to najgorsze gówno, w jakie może wdepnąć człowiek). Surowe, srogie, cierpkie, nieco odhumanizowane brzmienie sprawia, że płyta posiada spore pokłady agresji i potrafi całkiem solidnie dokopać słuchaczowi. Na kolana mnie ten album nie rzucił, jednak wiochy także nie robi. To solidna płyta z lekko awangardowym zacięciem, która Black Metalowym maniakom z pewnością przypadnie do gustu i dostarczy im sporo przyjemnych chwil.
Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.