piątek, 19 października 2018

I juz jest recka THIRD STORM "A Grand Manifestation"




THIRD STORM 
 "A Grand Manifestation"

Third Storm to nieco zapomniana przez metalowy światek kapelka, która powstała była w roku 1986 i zdołała nagrać dwie demówki. Nie będę grał szefa, to jeszcze nie były moje lata, więc nie dane było mi poznać tych nagrań. Śpiewaka Hevala znam natomiast z jego drugiego wcielenia o nazwie Sarcasm i muszę przyznać, że w tamtych czasach akurat ten band się na scenie szwedzkiej wyróżniał. Nie czas jednak na lekcję historii, gdyż omawianą dziś płytą jest debiutancki album Trzeciej Burzy. Debiucik po latach, chciałoby się powiedzieć, minęło jakby nie smatrić prawie 30 lat. Z oryginalnego składu ostał się ino wspomniany wokalista, co według mnie trąci już na początku odcinaniem kuponów albo sztucznym jechaniu na starej nazwie, ale popatrzmy, a raczej posłuchajmy. Mamy tu do czynienia na pewno z graniem melodyjnym o podłożu black metalowym. Skojarzenia z wczesnym Dissection czy późniejszym Naglfar mile widziane. Jednak gdy zagłębimy się w dźwięki jakimi raczą nas Szwedzi odnajdziemy tu także elementy thrash metalowe i dla odmiany doom metalowe. Album utrzymany jest jednak w raczej szybszym, porywającym do tańca tempie z przerwą „na kielicha” w postaci „Sapiens Formulae”, instrumentalnym , wolnym wałku klawiszowym. Kumacie, takie intro w środku płyty. Chwilami pojawiają się także zagrywki przypominające Norwegię z okresu, kiedy płonęły tam kościoły. Brzmienie płyty jest czyściutkie, ale nie przesadnie, nie jest na pewno do szpiku kości skomputeryzowane, choć przyznam szczerze, że ciut więcej brudu by się przydało, zwłaszcza że chwilami zagrywki gitarowe czerpią garściami z klasyki grania w latach 80/90-tych. Posłuchajcie choćby takiego „Forgotten Deity”, który nota bene znów zaczyna się nastrojowym introsem. Następujący potem riff to totalny hołd dla starych czasów, przerywany patentem gitarowym, który spokojnie mógłby się znaleźć na debiucie wspomnianego wcześniej Dissection. Nie jest zatem nudno. Jak ktoś cierpi na dolegliwości kręgosłupowe, może się pobujać przy wolniejszych kawałkach. Do piwka ta płyta nadaje się wręcz idealnie, choć jak kto zaniemoże, to i słuchać się tego w pozycji horyzontalnej też da. Przaśność tego krążka na pewno zawyża średnią na moje półce, jednak nie jest to wiocha i wstydzić się nie ma czego A że czasem człeka weźmie na melodyjne granie i się zapragnie pogibać do płyty na której czuć ducha młodości, to już taka przypadłość, którą niektórzy mają a inni też, ale się nie przyznają, bo takie z nich jebane ortodoxy. Ja sobie do tego krążka pewnie jeszcze niejednokrotnie wrócę, i choć nie jest to mistrzostwo świata, to myślę, że warto sobie „The Grand Manifestation” odpalić. I popląsać przy nieprzesłodzonych rytmach. Solidna pozycja w katalogu Dark Descent Records. Dostępna od 9 listopada, więc już za dni parę.
- jesusatan



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.