wtorek, 23 października 2018

Recka RUNESHARD „Dreaming Spire”



RUNESHARD 
„Dreaming Spire” (Ep)




Gdy ujrzałem okładkę debiutanckiego materiału węgierskiego zespołu Runeshard (smok atakujący warowny zamek znajdujący się na stromym urwisku) to już wiedziałem, że będzie to albo pedalski, słodziutki aż do zerzygania Power Metal, albo odrobinkę mniej pedalski, ale równie utaplany lukrem, symfoniczny Black Metal. Nie pomyliłem się, „Dreaming Spire” to 4 wałki mięciutkiego niczym miś Cocolino, wypieszczonego niczym pupcia niemowlaczka Symphonic Black Metalu. Główną rolę odgrywa tu parapet, do gry którego dostosowują się inne instrumenty, czyli równo  sunąca sekcja i melodyjne wiosła. Produkcja niemal krystaliczna, wszystko sterylnie nagrane, wręcz idealne. Tyle, że takie pizdowate brzmienie powoduje, że nie ma w tym mocy, nie ma choćby odrobiny ognia, nie mówiąc już o jakimś konkretnym pierdolnięciu. W zasadzie, gdyby wokalista zamiast drzeć ryja, zaczął jechać falsetem, to byłby z tego idealnie gejowski Power Metal. I nie mam tu nic do gejów, żeby nie było. Dobrze, że to tylko trochę powyżej 17 minut, bo przy jakimś większym przebiegu paw byłby murowany, nie ma chuja. Dobra, nie będę się więcej pastwił nad płytką i zespołem, wszak wiadomym jest, że każdy kaszle jak umie, a z gustami się nie dyskutuje. Ja mam takie granie głęboko w dupie, więc beż żalu wypierdalam „Dreaming Spire” do kibla i po temacie.


                                                                                                                                           Hatzamoth    
 Wolfspell Records 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.