RUNESHARD
„Dreaming Spire” (Ep)
Gdy ujrzałem okładkę debiutanckiego materiału węgierskiego zespołu
Runeshard (smok atakujący warowny zamek znajdujący się na stromym urwisku) to
już wiedziałem, że będzie to albo pedalski, słodziutki aż do zerzygania Power
Metal, albo odrobinkę mniej pedalski, ale równie utaplany lukrem, symfoniczny
Black Metal. Nie pomyliłem się, „Dreaming Spire” to 4 wałki mięciutkiego niczym
miś Cocolino, wypieszczonego niczym pupcia niemowlaczka Symphonic Black Metalu.
Główną rolę odgrywa tu parapet, do gry którego dostosowują się inne
instrumenty, czyli równo sunąca sekcja i
melodyjne wiosła. Produkcja niemal krystaliczna, wszystko sterylnie nagrane,
wręcz idealne. Tyle, że takie pizdowate brzmienie powoduje, że nie ma w tym
mocy, nie ma choćby odrobiny ognia, nie mówiąc już o jakimś konkretnym
pierdolnięciu. W zasadzie, gdyby wokalista zamiast drzeć ryja, zaczął jechać
falsetem, to byłby z tego idealnie gejowski Power Metal. I nie mam tu nic do
gejów, żeby nie było. Dobrze, że to tylko trochę powyżej 17 minut, bo przy
jakimś większym przebiegu paw byłby murowany, nie ma chuja. Dobra, nie będę się
więcej pastwił nad płytką i zespołem, wszak wiadomym jest, że każdy kaszle jak
umie, a z gustami się nie dyskutuje. Ja mam takie granie głęboko w dupie, więc
beż żalu wypierdalam „Dreaming Spire” do kibla i po temacie.
Hatzamoth
Wolfspell Records 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.