PA VESH EN
„Church of Bones”
Tym razem przenosimy się na Białoruś, tam bowiem egzystuje
Black Metalowy projekt o nazwie Pa Vesh En. Po kilku mniejszych wydawnictwach
zespół ten w 2018 roku wydał swój pierwszy długogrający long dzięki Iron
Bonehead Productions. „Kościół z kości” przynosi nam 7 piosenek surowego, utrzymanego
w przeważającej części w wolnych tempach, mizantropijnego Black Metalu z
ciągotami w stronę klimatów samobójczo-żyletkowych. Cóż, nie powiem, żebym się
obsrał, słuchając tego materiału. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to jakaś
totalna kupa, ale jak dla mnie zachwycać się także nie ma czym. Jest to po
prostu przeciętny kawałek Black Metalowego rzemiosła oparty na wolnej sekcji
rytmicznej, chropowatych, melancholijnych, lekko hipnotycznych, prostych
riffach i przesuniętym do tyłu wokalu ze sporym pogłosem. Ma to jakiś tam mniej
lub bardziej depresyjny klimat i być może ktoś, kto akurat jest na życiowym
zakręcie słuchając Pa Vesh En próbowałby się pociąć szarym mydłem, ale to
czyste spekulacje, więc zostawmy ten temat. Ta płyta ma jedną podstawową wadę,
a mianowicie brzmienie. Materiał ten brzmi tak, jakby był nagrywany na starego
„Kasprzaka” i to w dodatku na używaną już kilka razy kasetę marki „Stilon”
(pamięta jeszcze ktoś z Was to cudo ??). Ja jestem uparty i wytrwały, więc
jakoś się przez to brzmienie „przegryzłem” lub jak kto woli, do niego
przyzwyczaiłem, ale powiedzmy sobie szczerze, 75% słuchaczy (o ile nie więcej)
po jednym utworze straciłoby cierpliwość do tego sound’u i płyta zostałaby
spuszczona w kiblu. Jest to zatem
propozycja dla wąskiego grona najbardziej oddanych Black Metalowych
wykolejeńców, oni z pewnością przy „Church of Bones” osiągną kilka razy szczyt
zadowolenia. Ja mimo najszczerszych chęci takiego zadowolenia nie osiągnąłem,
choć kilka razy ten album przesłuchałem. Odpuszczam sobie zatem dalsze próby, a
Wy drodzy czytelnicy róbcie, co Wam każe sumienie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.