wtorek, 13 sierpnia 2019

Recka Diocletian "Amongst the Flames of a Burning God"




Diocletian
 "Amongst the Flames of a Burning God"
Profound Lore 2019


Bardzo niecierpliwie czekałem na ten krążek. Od wydania "Gesundrian" minęło bowiem pięć długich lat podczas których zespół przeszedł znaczne przetasowania w składzie. Dodatkowo, wspomniany powyżej album stanowił, przynajmniej w moim osobistym rankingu, najsłabsze ogniwo dyskografii Nowozelandczyków, choć oczywiście nadal mieszczące się w ekstraklasie. Zanim odpaliłem "Amongst the Flames of a Burning God" obawiałem się, czy czasem Diocletian nagle nie najdzie ochota na eksperymentowanie, przez co tendencja zniżkowa nabierze tempa. Moje obawy zostały na szczęście rozwiane z chwilą w której uderzyły mnie pierwsze dźwięki rozpoczynającego płytę "Nuclear Wolves". Uderzyły, to nie do końca odpowiednie słowo, to był kop otwierający drzwi bez pukania. Ten numer jest niczym lokomotywa taranująca drogę dla ciągniętych za sobą siedmiu wagoników, z których każdy waży wystarczająco dużo, by rozjechać, zgnieść, zmiażdżyć wszystko, co stanie na jego drodze. O żadnych eksperymentach czy szukaniu nowych ścieżek nie ma tutaj mowy. Wręcz przeciwnie, zespół poniekąd zatoczył koło i powrócił do swoich korzeni. Surowych, barbarzyńskich i absolutnie bezpośrednich. Każdy z zawartych tutaj bezbożnych hymnów to cios na miarę nokautu. Dla przykładu z takiego "Plundered By Hyenas" tryska więcej jadu i nienawiści niż nasienia z pyty Peter'a North'a. Brzmienie tego materiału jest zdecydowanie prostrze niż na "Gesundrian", bardziej zbliżone do totalnej surowizny znanej z Revenge czy Conqueror. Tak samo jawi się sama muzyka. Jeśli tęskniliście nieco za "Doom Cult", to najnowszy materiał całkowicie wam tą nostalgię zrekompensuje. Przez niemal pół godziny możemy doświadczać perkusyjnych kanonad, agresywnych wojennych riffów, krótkich, pokręconych solówek oraz tak charakterystycznych dla gatunku sprzężeń. Niby nic odkrywczego, jednak są liderzy i followersi. Diocletian Anno Satanae 2019 udowadnia dobitnie, iż zdecydowanie neleży do tych pierwszych. Nie sposób także nie wspomnieć o wokalach. Impurath rzyga i pluje kwasem w tak wściekły i diabelski sposób, że zastanawiam się czy na pewno ten facet został poczęty z kobiety i mężczyzny rodzaju ludzkiego. Jego chore wrzaski idealnie zlewają się z dźwiękami tworząc nierozerwalny monolit. Niespełna półgodzinny, jednak o takiej sile rażenia, iż zapewne nikt po zapoznaniu się z czwartym albumem Diocletian nie będzie miał wątpliwości co do obecnej formy Atrocitera i spółki. Ja jestem totalnie kupiony i nie mogę przestać obcować cieleśnie i umysłowo z płomieniami popielącymi nie tylko boga, ale wszystko czego wzrok sięga. Wpierdol na maksa! 
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.