czwartek, 29 sierpnia 2019

Recenzja Megaton Sword - Niralet

Megaton Sword

„Niralet”

Dying Victims Productions 2019

Wczoraj, pastwiąc się tutaj odrobinkę nad płytą, której tytułu już pamiętać nie chcę, wspomniałem, że mimo mojej awersji do heavy metalu, jeden z przedstawicieli gatunku wzbudził ostatnimi czasy moje zainteresowanie. Oczywiście nie znaczy to, że się nagle zakochałem, ale już sam fakt, że odsłuchałem ten materiał ponad dziesięć razy jest sporym sukcesem. Dla mnie i dla zespołu. Tym zespołem jest szwajcarski Megaton Sword i ich debiutancka EP-ka „Niralet”. Sięgnąłem po nią tylko i wyłącznie dlatego, że ta nic nie mówiąca mi nazwa pojawiła się na plakacie promującym Chaos Ritual, fest mający się odbyć za dwa miesiące w Zurychu. No i okazuje się, że te pięć numerów, trwających nieco ponad 25 minut, to całkiem zgrabny, nawet w miarę oryginalnie zagrany i absolutnie nie odpychający heavy metal. Ale nie taki  pompatyczny, zagrany w lśniących zbrojach z łusek smoka. Ten heavy metal jest dużo ciekawszy. W otwierającym płytę, dość wolnym „Vulva of the Nightfall” możemy wyczuć wyraźne wpływy Candlemass czy nawet Black Sabbath. Później wcale nie jest gorzej. Chłopaki bardzo dobrze odrobili lekcje z klasyki, dzięki czemu poza wspomnianymi wzorcami, do których dorzuciłbym jeszcze późniejsze dokonania Ozzy’ego, dodają też coś od siebie. To „coś” sprawia, że od razu czuje się, iż „Niralet” to materiał zagrany do bólu szczerze i bez spiny. Solidne riffy, momentami bardziej thrashowe czy doomowe niż heavy metalowe, wzbogacane nie wywołującymi uśmieszku politowania solówkami, bardzo dobre bębny oraz… wokal. No właśnie, ten też absolutnie nie jest nijaki. Wyobraźcie sobie połączenie Osbourne’a z żabią manierą Tatiany Okupnik. W pierwszej chwili wybuchnąłem śmiechem, by po jakimś czasie stwierdzić, iż ta barwa głosu jest zdecydowanie lepsza, oryginalniejsza niż tysiące heavy metalowych wyjców. Tym bardziej, że Uzzy stara się urozmaicać zaśpiewy na wszelkie możliwe sposoby, czyniąc ten krótki album o wiele ciekawszym niż mogłoby się to początkowo wydawać. Trzeba przyznać, że materiał ten został nagrany wyjątkowo profesjonalnie jak na tak młody zespół i w swojej klasie wagowej jest bankowo jednym z mocniejszych kopów w dupę. Może to starość mnie dopada, ale wracam sobie do Megaton Sword, nie wiedzieć czy dla jaj, czy dlatego że ten materiał mi się autentycznie spodobał. Chyba jednak coś w nim tkwi, bo absolutnie nie zmieniłem mojego ogólnego nastawienia do pudel metalu. Tym bardziej zalecam rzut uchem na tą EP-kę. Nie obiecuję, że wam się spodoba, ale co wam szkodzi…

- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.