środa, 28 sierpnia 2019

Recenzja HELLISH GRAVE „Hell No Longer Waits”


HELLISH GRAVE
„Hell No Longer Waits”
Helldprod Records 2019

W zasadzie miałem sobie odpuścić pisanie recki drugiej, pełnej płyty Brazylijskiej hordy Hellish Grave, gdyż zrobił to już mój redakcyjny kolega mości pan Jesusatan, ale gdy zobaczyłem, co za pierdoły powypisywał, to chuj mnie strzelił i gniew piekielny we mnie wezbrał. Jak znam życie był albo najebany, albo miał czepialski dzień i musiał coś zjebać, jak burą kobyłę, innego wyjścia nie widzę. Postanowiłem dla równowagi przedstawić zatem swój punkt widzenia. Brazylijczycy napierdalają jadowity Speed/Black Metal wzorowany bardzo mocno na klasykach gatunku. Prawda to, że inspiracje te są bardzo głębokie, ale w przeciwieństwie do Jesusatana totalnej zrzynki z Venom, Celtic Frost/Hellhammer, Iron Maiden, czy MercyfulFate tu nie słyszę. Mało tego, chłopaki dodali tu coś od siebie, a mianowicie charakterystyczny, duszny, okultystyczny klimat wspomagany momentami klawiszem stylizowanym na organy Hammond’a(jak choćby w „Over My Haunted Pact”, czy tytułowym „Hell No LongerWaits”). Żadna petarda to nie jest, ale słucha się tego naprawdę dobrze (o ile ktoś lubi klasykę) i czuć tu wyraźnie, że Hellish Grave napierdala szczerze to, co im w duszy gra. A tak na marginesie ciekawe, że kradzież riffów z Iron Maiden, czy MercyfulFate słyszy człowiek, który w zasadzie na co dzień nie słucha tych zespołów, a metalu zaczął słuchać od Obituary i Samaela (żeby nie było, nie czepiam się tego, gdyż każdy jakoś zaczyna). Cóż przyjacielu, wiele razy powtarzałem Ci, że podstawy u Ciebie leżą i po przeczytaniu tego, co napisałeś utwierdzam się w tym przekonaniu, więc może o klasyce Heavy lepiej się nie wypowiadaj.  Mój kolega czepia się także prostoty sekcji rytmicznej, czy cofniętych nieco gitar, że o charakterystycznym wokalu nie wspomnę (dwa stosunki pod rząd, he hehe, dobre, chyba jak postawisz se rusztowanie, no ale pańskie oko konia tuczy – tu odsyłam do recenzjiJesusatana, aby zrozumieć, o co chodzi). No tak, wygląda na to, że gdy nie sypią się na jego czerep tony gruzu, albo nie obcuje z totalnie mało czytelnym, ołowianym Black Metalem, jaki bardzo modny stał się ostatnio choćby w Portugalii, lub jeżeli nie słyszy całej masy dysonansów, to już jest be i trzeba to zjebać. Podobnie ma się sprawa z kończącym płytę coveremRunning Wild. Na jaki chuj się do tego przypierdalasz?! Dobór coveru to już sprawa zespołu, jedni wybiorą Running Wild, inni Sandrę, a jeszcze inny EnriqueIglesias’a i chuj Ci do tego. Jak dla mnie „Soldiers of Hell” tu pasuje, bardzo dobrze wpisując się w zawartość tej płyty.Dobra nie czepiam się już tego, co napisał kolega z redakcji. Jeżeli po przeczytaniu tego przestanie być już moim znajomym, to mam to w dupie, chuj z nim. Swoje zdanie wyrazić musiałem. Podsumowując: „Hells No Longer…” to nie jest rewelacja. Jest to solidny Speed/Black Metalowy album inspirowany bardzo głęboko kanonami gatunku, który fani twórczości Volcano, Venom, Nifelheim, MercyfulFate, czy wczesnego Sodom łykną bez popijania. Chciałbym zobaczyć ten zespół na żywo, jestem bowiem na 90% pewien, że na scenie te kompozycje sieja piekielny ogień i prawdziwe zniszczenie. I to tyle ode mnie, jeśli chodzi o drugą płytę Hellish Grave. Houk!! Powiedziałem!!!

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.