Savage Master
"Myth, Magic & Steel"
Shadow Kingdom 2019
Zazwyczaj totalnie olewam ciepłym moczem promówki,
które do mnie docierają z opisem zawierającym dwa przechujowe słowa – heavy
metal. Ostatnio jednak, nie wiedzieć czemu, skusiłem się na dwie takie pozycje.
Pierwsza z nich nawet mnie, o dziwo, zaciekawiła. Tą drugą jest Savage Master.
Skusiły mnie czerwone kominiarki, które ta banda chuja założyła na zakute łby
podczas sesji zdjęciowej. Pomyślałem ,że może jakaś awangarda albo przynajmniej
jakiś hejwi war metal, czyli zagrane
inaczej. Nie, kurwa, bardziej pomylić się nie mogłem! Okazuje się, że Savage
Master to masakryczne gówno jest. Przyznam się, że nawet nie dostrzegłem na
wspomnianej fotce baby stojącej za swoimi pogromcami smoków. Owa baba, choć
przyznać należy, że w sumie źle nie wygląda, w omawianym zespole kurwa
wokali... I robi to tak beznadziejnie, że aż się chce złapać za patelnię i
pierdolnąć w jej pusty łeb. Pomijając fakt oczywisty, że w metalu to baby do
garów (nie kurwa, nie bębnić, obiady gotować!), ewentualnie na basie poplumkać, zdarzały się damskie głosy, które
mnie zaskakiwały. Ten nigdy się do wspomnianych nie zaliczy. Ja wiem, że heavy metal nie należy do moich ulubionych
gatunków, jednak słuchając w pubie jakiegoś, na przykład, Manowar nie mam
odruchu wymiotnego jak przy tym gównie. I myślę, że przez ćwierć wieku
słyszałem dość wiele płyt z tego gatunku, by stwierdzić, iż Savage Master jest
w swojej klasie bezna-kurwa-dziejny. Wszystko na tym albumie jest tak do bólu
wtórne i oklepane, że nawet szkoda czasu, by się nad tym rozkminiać. Poza tym
śpiewająca tu baba ma chyba ciut hopla na swoim punkcie, gdyż nawet teksty
pisze, jak mniemam o swoim heroizmie. "Lady of Steel"? "High
Priestress"? Kobieto, ilość połkniętych mieczy wcale niekoniecznie świadczy
o twoich umiejętnościach wokalnych, tym bardziej, że ostrza mogą niechcący
poharatać migdałki. Dobra, nie będę się rozpisywał, bo i nie ma nad czym. Ta
muza jest tak mdła i mjentka jak kutas Mietka spod monopolowego. Ponoć dlatego
Mariola woli Wojtka. Ja natomiast, gdybym miał wybór, wolałbym być głuchym do
końca życia, niż choćby jeszcze raz poobcować z "Myth. Magic &
Steel". Zazwyczaj nie opisuję albumów, które mi się nie podobają. Ten
jednak przekracza wszelkie granice przyzwoitości, dlatego postanowiłem was
ostrzec. Biegajcie w trampkach po psich gównach, wąchajcie wkładki higieniczne
swoich dziewczyn, pijcie piwo bezalkoholowe... Kurwa, róbcie co wam głupota
podpowiada, ale nie włączajcie Savage Master. Będzie to większa strata czasu
niż wygrzebywanie gówna, co gorsza
patyczkiem, z podeszew wspomnianych trampków. Ja pierdolę...
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.