UNHOLY
BAPTISM
„Volume I – The Bonds of Servitude”
Independent 2018
Założony w
2008 roku w Północnej Arizonie Unholy Baptism powraca ze swym drugim albumem
długogrającym i trzeba uczciwie przyznać, że to kawał solidnego, Black
Metalowego łomotu. Zimne, jadowite riffy z furią przecinają czasoprzestrzeń,
perkusista za pomocą swego zestawu co rusz spuszcza nam solidny wpierdol lub
miażdży przygniatając do gleby masywnymi zwolnieniami a ponury, bluźnierczy
wokal pluje w naszą stronę toksycznym, żrącym jadem. Słychać wyraźne nawiązania
do drugiej fali skandynawskiego Black Metalu, jednak nie jest to bezmyślna
kopia dokonań zespołów z tamtych lat. Mantus i Moloch dokładają tu swój
indywidualny pierwiastek choćby w postaci charakterystycznych, ukrytych „czarnych”
linii melodycznych, które przenikają ten materiał, co powoduje, że płyta
emanuje wręcz złowieszczą, duszną atmosferą. Surowe, ale zarazem odpowiednio
klarowne i brutalne brzmienie nadaje tej produkcji odpowiedniej mocy i siły
rażenia. Już słyszę malkontentów, którzy narzekają, że to już było i że to nic
nowego. Zgadzam się z nimi w 666%. Nikt na „Volume I …….” prochu ponownie nie
wymyśla, niektóre patenty słyszeliśmy już setki razy, uważam jednak iż jest to
na tyle dobry materiał, że zasługuje na to, aby poświęcić mu chociaż chwilę
uwagi. Słychać tu przede wszystkim szczerość i autentyczną pasję tworzenia, bez
kalkulowania czy też nikomu niepotrzebnego dopieszczania każdego szczegółu, a
to niestety staje się powoli rzadkością na współczesnej, nieco zmanierowanej
scenie metalowej. Jeżeli zatem drogi czytelniku cenisz sobie twórczość Tsjuder,
Setherial czy 1349, to drugą płytą Unholy Baptism na
pewno nie będziesz zawiedziony.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.