In Twilight's
Embrace
“Lawa”
Left Hand Sounds
2018
In Twilight’s Embrace to zespół znany na polskim
podwórku metalowym. Działają już bowiem jakieś 15 lat w ciągu których zdołali
nagrać cztery duże albumy i kilka pomniejszych materiałów. Ja swoją przygodę z
poznaniakami zakończyłem jednak w okolicach drugiej płyty, gdyż tworzony przez
nich melodyjny death metal owszem, nie był najgorszy gatunkowo, jednak to nie
było coś, nad czym zatrzymał bym się na dłużej. Kiedy jednak trafił do mnie
piąty już (kurwa, jak ten czas leci!) krążek zespołu zatytułowany „Lawa”
stwierdziłem, że te pół godziny mnie nie zbawi i sprawdzę, co się zmieniło. I
doznałem absolutnego szoku. To już absolutnie nie jest ten sam band. Od samego
początku płyty mamy do czynienia ze zdecydowanie czarniejszą odmianą metalowego
grania. Mówiąc bez ogródek – wali Furią, tą nowszą, po tak zwanej przez
niektórych „zdradzie gatunku”. Na szczęście nie jest to ślepe kopiowanie,
jedynie zauważalna inspiracja. Szokuje mnie natomiast z jaką gracją chłopaki potrafili
zaczerpnąć ze śląskiego źródła a następnie przekuć wszystko na swoją modłę tak,
aby nie zostać posądzonym o plagiat. Mamy tu jednak mnóstwo elementów
wspólnych. Są blackmetalowe melodie, które, jeśli tylko im pozwolimy dając płycie
odrobinę czasu na która zasługuje, wejdą nam głęboko w głowę i już stamtąd nie
wyjdą. Płyta jest bardzo wyważona, szybsze fragmenty przeplatają się z
nastrojowymi zwolnieniami i nie pozwalają słuchaczowi się nudzić ani przez
sekundę. Niepodważalnym atutem tego krążka są wokale. Cyprian raz pokrzyczy,
innym razem zaśpiewa, czasem pojawi się jakiś chórek – a to wszystko jest tak idealnie
na swoim miejscu jak w ułożonej właśnie kostce Rubika. Należy też zwrócić uwagę na warstwę liryczną.
Samo użycie wyłącznie języka ojczystego na całym albumie jest nie lada
wyzwaniem i nie każdy kto się z nim zmierzy wraca z tarczą. Tutaj mamy do
czynienia z poezją niebanalną, choć akurat z drugiej strony krytyk literacki ze
mnie żaden. Brzmienie dzisiejszego In Twilight’s Embrace dalekie jest od
szwedzkiego brudu znanego z ich wczesnych dokonań. Jest zdecydowanie bardziej
oryginalne i dojrzałe, pełna profeska. Biorąc pod uwagę to, ile w tym roku
pojawiło się nieprzeciętnie dobrych płyt na naszym krajowym rynku, wątpiłem w
to, iż będę zmuszony do tej listy dopisać kolejna pozycję. A tym bardziej nie
spodziewałem się aż tak dobrego krążka od „średniaków z Poznania”. Złośliwi
zapewne stwierdzą, że taka zmiana kursu muzycznego wiąże się z wyczuciem
koniunktury na polski (post)black metal. W dupie mam powody, dla których ten
zespół tak drastycznie zmienił swój styl, tak samo jak w dupie mam opinię
kumpla, który stwierdził, że jestem debilem słysząc w ostatnim kawałku riff
przypominający Katatonię z czasu „Discouraged Ones”. Wiem co słyszę, wiem co mi
się podoba. „Lawa” na pewno trafi na moją półkę przy najbliższej okazji. Szok,
naprawdę szok!
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.