HELLFIRE
DEATHCULT
„Black Death Terroristic Onslaught”
Deathrune Records 2018
Jako że
poprzednie wydawnictwo z Deathrune Records, które miałem przyjemność recenzować,
bardzo mi podeszło, toteż z wielką ochotą zabrałem się za kolejną płytę z tej
stajni. Tym razem jest to drugi album Amerykańskiego Hellfire Deathcult, który
zwie się „Black Death Terroristic Onslaught”. Gdy odpaliłem ten materiał, to
poczułem się, jakbym wpadł do wielkiego kotła z wrzącą smołą. Kurwa, ależ ta
pyta zamiata. To prawdziwy, soniczny armagedon. Tu nie ma zmiłuj, tu się
kochani napierdala tak, że aż szkliwo na zębach pęka i prostują się zwoje
mózgowe. Muzyka tworzona przez Hellfire Deathcult jest jak ognisty cyklon
palący wszystko wokół, po którego przejściu zostają jeno zgliszcza i spalone
truchła. Przez cały czas trwania tego albumu obcujemy z bestialską, dewastującą
z potworną siłą sekcją rytmiczną, brutalnymi, gęstymi, rozrywającymi na strzępy
wiosłami i demonicznym wokalem, który dobywa się chyba z bezdennych czeluści
piekielnych. Chorobliwie obskurne, brudne, zgniłe brzmienie, które jest wręcz
idealne dla bezkompromisowej twórczości Amerykanów sprawia,
że album ten bezceremonialnie patroszy i rozrywa na strzępy zadając przy tym
tyle bólu, ile tylko się da. Jak bardzo trywialnie by to nie zabrzmiało, w tej
płycie czuć ZŁO!! Pierwotne, nieokrzesane, fascynujące. Kontakt z tą płytą, to
podróż do królestwa samego Szatana. Ten album to nic innego jak pęknięty wrzód
pełen brudu i zepsutej krwi. Gdybym miał porównać twórczość Hellfire Deathcult
do innych grup, to moje myśli pobiegłyby w stronę Teitanblood, Proclamation czy
Archgoat, choć i wczesny Impetous Ritual także by się załapał. Wszyscy, którzy
lubią niemiłosiernie bestialską, bluźnierczą mieszankę Black i Death Metalu
mogą śmiało sięgać po „Black Death Terroristic Onslaught”. Piekło absolutne!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.