Blue Hummingbird
On The Left
“Atl
Tlachinolli”
Iron Bonehead 2019
Niebieski
Koliber Po Lewej. Prawda, że brzmi to niebywale blackmetalowo. Taka sama była moja reakcja, gdy zobaczyłem
promo tego bandu w skrzynce odbiorczej. Jednak po chwilowej orientacji w
terenie okazało się, że w przypadku debiutujących w barwach Iron Bonehead
Jankesów południowo-amerykańskiego pochodzenia wszystko jest uzasadnione i ma
swój cel. Ów koliber, to nic innego, jak przetłumaczone na język angielski imię
jednego z azteckich bogów. Cały koncept zespołu oparty jest bowiem na rdzennych
wierzeniach z ich ojczystych rejonów. Płyta rozpoczyna się dźwiękiem jakichś
dziwnych azteckich instrumentów. Kiedy pojawiają się te „właściwe”, pierwsze co
się rzuca w uszy to dość ciekawe brzmienie, przypominające chyba najbardziej
Grecję z początku lat 90-tych. Równowaga między rozdźwiękiem a sterylnością
jest tutaj idealnie zachowana – wszystkie instrumenty są doskonale słyszalne ale
całość brzmi niebywale organicznie. W muzyce natomiast bardzo dużo się dzieje.
Słychać, że muzycy nie wciskali etnicznych elementów na siłę. Stanowią one
jednak niezmiernie ważny dodatek do całej masy ciekawych, poniekąd wpadających
nawet w ucho, blackmetalowych akordów gitarowych. Użyte dodatkowo niewiadomej
mi nazwy instrumenty, typu grzechotki, kotły, piszczałki, nadają tej płycie
oryginalny klimat. Trzeba dodać, że niezwykle intrygujący. Większość numerów
utrzymana jest w szybszym tempie, co nie znaczy, że Koliber trzepoce
skrzydełkami na złamanie karku. Nie ma tu bezmyślnego blastowania czy popisów
wirtuozerskich. Wszystko jest oparte raczej na prostych środkach przekazu. Nie
wypada nie wspomnieć o wokalach, gdyż one także nie należą do typowych. Użyty
na nich głęboki pogłos sprawia, że głoszone na „Atl Tlachinolli” słowo
azteckiego boga brzmi, jakby dochodziło gdzieś w głębi gęstych lasów lub
głębokiej groty. Są też momenty, gdzie można usłyszeć coś na kształt bitewnego
zawołania. Dziewięć numerów składających
się na to wydawnictwo trwa łącznie nieco ponad 36 minut, jednak osobiście mam
wrażenie, że czas zdecydowanie przyspiesza przy słuchaniu debiutu BHOTL.
Szczerze mówiąc już dość dawno nie spotkałem się z płytą, na której tak wiele
rzeczy byłoby innych, świeżych a jednocześnie cuchnących duchem metalu z
tamtych lat. Z płytą, która zatrzyma mnie na chwilę i każe zastanowić się nad
tym co właśnie słyszę, zapominając o wszystkich doczesnych sprawach. Ta muzyka
intryguje, czaruje i hipnotyzuje. Każdy, kto odpuści sobie tą płytę, oceniając
ją na szybko po samej nazwie zespołu, poczyni karygodny błąd. A przed Iron
Bonehead należy tylko chylić czoła. Rozpoczynają nowy rok z wysokiego C.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.