CRIPPLED BLACK PHOENIX
„Great Escape”
Obiło mi się kiedyś tam o uszy, że istnieje taki twór jak
Crippled Black Phoenix, widziałem jakąś okładkę ich wydawnictwa, nie śledziłem
jednak jakoś uważnie kariery tego zespołu, nie wiem dokładnie, która to płyta,
do dnia dzisiejszego nie wiedziałem nawet co gra owa grupa poza ogólnymi
stwierdzeniami, że jest to Rockowe granie z progresywnym zacięciem. Mimo tego
wydana w 2018 roku dla Season of Mist płyta zatytułowana „Great Escape”
naprawdę bardzo mocno zamieszała mi pod kopułą. Słucham tego materiału już
prawie od tygodnia i nie mogę się od niego odczepić. Naprawdę mało który, niemetalowy
album potrafił ostatnimi czasy tak mną wstrząsnąć i poruszyć do głębi
(spokojnie, nie rozpłaczę się). Twórczość tego Brytyjskiego projektu trudno
jednoznacznie zaszufladkować i niewątpliwie w tym tkwi ich siła. Jest to bardzo
złożona i wielowymiarowa muzyka. W rozbudowanych kompozycjach mieszają się ze
sobą post-rockowe, zagęszczone gitarowe pasaże, doskonałe, dopracowane partie
solowe o progresywnym zacięciu i malujący ponure krajobrazy parapet. Wszystko
to zostało przyprawione szczyptą mrocznej elektroniki, psychodelii i odrobiną
cięższych metalowych brzmień. O warstwie instrumentalnej tej płyty można by
napisać cały elaborat i wychwalać bez końca przepiękne solówki, doskonałe
harmonie, przepełnioną emocjami warstwę wokalną, czy też wielowarstwowość
poszczególnych utworów. Jak dla mnie jednak zdecydowanie ważniejszy jest klimat
tej płyty, a ten jest po prostu porażający i bynajmniej do optymistycznych nie
należy. Każdy dźwięk, jaki znalazł się na tej płycie, przepełniony jest melancholią, mrokiem
czającym się w ludzkich umysłach, smutkiem i beznadziejnością egzystencji
(nawet te bardziej dynamiczne utwory jak „Las Diabolicas” emanują posępną,
przygnębiającą atmosferą). Czuć tu także wielką tęsknotę. Tęsknotę za ulotnym
stanem, jaki ludzie nazywają szczęściem. Podczas nagrywania tego albumu lider
zespołu zmagał się z depresją, co słychać i być może dlatego „Great Escape” po
brzegi wypełniona jest autentycznymi, ponurymi emocjami, które w umyśle
słuchacza wywołują mroczne wizje (przynajmniej ja podczas słuchania tego
materiału pogrążam się w skrywanych głęboko mizantropijnych stanach
świadomości). Przestrzenny, organiczny, zimny, jednak na swój sposób lekko
przymglony sound sprawia, że słychać doskonale każdy detal tej produkcji. Nie
będę polecał Wam tej płyty, nie będę także do niej zniechęcał, każdy musi sobie
sam odpowiedzieć, czy ma ochotę zmierzyć się z tym przepełnionym depresyjnymi
dźwiękami albumem. Mnie ta doskonała ze wszech miar muza wciągnęła niczym gęste
bagno i jak dotąd nie mogę się z niego uwolnić. Żeby było śmieszniej, podoba mi się ten stan rzeczy i przynajmniej
na razie nie mam zamiaru go zmieniać.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.