niedziela, 27 stycznia 2019

Recenzja Vetala „Retarded Necro Demential Hole”


Vetala
„Retarded Necro Demential Hole”
Harvest of Death 2018


Jakiś czas temu podniecałem się tutaj debiutem pochodzącego z Portugalii Graves, piejąc nad wyższością prymitywnego black metalu nad jego niechcianym wypolerowanym, symfonicznym dzieckiem. Słuchając nowego, trzeciego już, albumu pochodzącego z tego samego kraju Vetala zaczynam się zastanawiać, gdzie są granice tego prymitywizmu, za którymi jest już tylko zwykły hałas. To, co otrzymujemy na „Retarded Necro Demential Hole” ma być zapewne z założenia pokazującym „fuck off finger” czarnym metalem, młotem na pozerów. Jeśli tak, to po raz kolejny okazuje się, że jednak pozer ze mnie i jebany gej w czapce z norek. Zacznijmy może od brzmienia tego albumu. Samo użycie słowa brzmienie w stosunku do tego, co tu słychać, będzie już lekkim nadużyciem. Ja rozumiem – piwnica, garaż, nie wiem… duży pokój? Słuchany przeze mnie materiał brzmi jakby go nagrano na klatce schodowej między mieszkaniem Marioli i Wieśka, gdzie akustyka nadaje się do czegokolwiek, ale nie do grania muzyki. Od razu ciśnie mi się też na usta pytanie – czy panowie użyli aby kompletnych instrumentów, czy część podzespołów się pogubiła? Beczki brzmią jakby ktoś imitował je mając w rekach wyłącznie perkusyjne pałeczki i stukał jedną o drugą. Później chyba donieśli mu pustą puszkę po farbie, bo jego instrument nabrał nieco „głębi”. Blachy z kolei przypominają tamburyn, na którym przedszkolanka wystukuje radosne „ram tam-tam”… Gitary jakieś tu są, jednak brzmią jakby nikt ich nigdy nie nastroił po przyniesieniu ze złomowiska do domu. Najkorzystniej jeszcze wypada wokal. Ot wrzaski, pomruki, czasem wyższe zaśpiewy w portugalskim stylu, aczkolwiek są też i fragmenty generujące raczej salwę śmiechu niż zachwyt. Całość maluje nam przed oczami obraz spadającej ze schodów perkusji, wraz z perkusistą, a jakże, wprost na wchodzącego pod górę na czworakach najebanego gitarzystę. W niektórych chwilach mam wrażenie, że słyszę w tle grający saksofon, ale nie jestem pewny czy to aby na pewno to. Może to jakiś muzyczny blok i trzy piętra wyżej próbę odbywali jacyś jazzmani. Na samym końcu mamy jeszcze wrzasko-zaśpiewy a capella. Nie, no, bez jaj.  Jeżeli kogokolwiek bawi taki rodzaj muzycznej ekstremy, to zapraszam na złomowisko. U nas jest fajne, przy taborze kolejowym. Tu przy mocnym natężeniu ruchu odgłosy będę podobne. Próbowałem znaleźć wśród tych 46-ciu minut cokolwiek dla siebie, ale poza sekundowymi przebłyskami, gdzie w końcu pojawiał się jakiś logiczny riff, poległem. Wytwórnia reklamuje „RNDH”  hasłem „To naprawdę nie jest album dla ciebie!”. Faktycznie. Nie jest.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.