No Reason To Live - Malokarpatan, Netagive Plane, Outre, OHG
08.02.2019 – Magnetofon – Łódź
Trochę się wkurwiłem, gdy pod koniec 2017 wyjazd na Malokarpatan
poszedł się jebać dosłownie w ostatniej chwili i nie dane mi było
potańczyć przy słowackim folku. Kiedy więc pewnego dnia otrzymałem info o
planowanej wizycie naszych południowych sąsiadów w Magnetofonie, od
razu zarezerwowałem sobie ten termin, podkreślając datę w kalendarzu
czerwonym markerem.
Zanim wyruszyliśmy do Łodzi skład załogi tasował się kilka razy, by
ostatecznie zatrzymać się na liczbie 4. Tylu też żądnych uciech
duszyczek, zaopatrzonych specjalnie pod koncert w czarne Karpackie (ale
nie małe) podróżowało śpiewając wesołe piosenki o klubach piłkarskich,
mimo iż piłką to się akurat najmniej interesują. Nieważne, byle
odpowiednia nuta była. Zastanawialiśmy się też, w jakiej formie będą
Słowacy, skoro już około 16:00 czujnik stężenia procentów w ich busie
wskazywał wysokie stężenia, a my mieliśmy jeszcze dla nich dwie
flaszeczki czegoś dobrego oraz wielką chęć na wykazanie się typowo
polską gościnnością.
Po wejściu do klubu mogliśmy rzucić sobie okiem na soundcheck po
którym powitaniom i radościom nie było wręcz końca. Przekazałem także
Adamowi gift od najmłodszej fanki Malokarpatan w naszym kraju, co
sprawiło, że powitania przybrały na sile do tego stopnia iż przegapiłem
rozgrzewacz wieczoru, czyli Łódzki Odium Humani Generis. Sory chłopaki,
obiecuje, że następnym razem dam wam szansę. Nie przegapiłem na
szczęście stanowiska z merchem, na którym można było zaopatrzyć się w
kasetki, winyle i odzież wszelaką zdobioną Krolokiem, Malokarpatanem i
Negatywnym Samolotem. Ku mej radości trafiłem świeżutką dwójkę Funereal
Presence (dla mnie cedek, dla znajomka placek) która nota bene rozeszła
się chyba w piętnaście minut.
Outre widziałem w sumie po raz pierwszy, mimo iż kilka razy byłem
na koncercie zawierającym ich na spisie. Nie wiem dlaczego ten zespół
jest tak słabo odbierany w środowisku. Prezentowana przez nich muza jest
na naprawdę wysokim poziomie i świetnie sprawdza się na żywo. Chłopaki
wysmarowali się wunglem i kredą i potargali uszy zgromadzonej braci
bardzo niezgorszym black metalem. Poleciały numery z obu płyt, choć
większość setu oparta była na najnowszym wydawnictwie, czyli „Hollow
Earth”. Brzmienie było tym razem wyjątkowo czyste, co w przypadku
Magnetofonu jest czasem loterią. Tym razem gałkowy nie przesadził i
można było i pooglądać i posłuchać. Po koncercie mocno namawiałem
Marcina na nagranie dwójki Sigihl, gdyż debiut tego projektu nadal mocno
ryje mi beret w chwilach tęsknoty za czymś odmiennym. Co z tego wyjdzie
– czas pokaże.
Po Negative Plane nie oczekiwałem zbyt wiele. Kilka razy
podchodziłem do ich płyt, jednak mimo usilnych starań, jak to się mówi,
nie zażarło. Natomiast na żywo to jest zupełnie inna bajka. Amerykanie i
jeden niemiecki oprawca potrafią swoimi dźwiękami tak z lekka
zaczarować. Bez zbędnych rekwizytów, bez napinki pograli niemal godzinę
wprowadzając mnie w dziwny trans. Niektóre zespoły tak już mają, że
tworzą muzykę wchodzącą najlepiej przy odbiorze spod sceny. Chłodne,
pokręcone akordy Negative Plane robią w takim przypadku świetną robotę.
Należy też zwrócić uwagę na świetnie zaaranżowane wokale, potęgujące
uczucie niepokoju w tej muzyce. W międzyczasie ludzi do klubu nabiło już
nieco więcej i widać było, że większość przybyła na dwa główne dania
wieczoru. I bardzo dobrze, bo na samym początku wyglądało to ciut
biednie, mimo bardzo sprzyjającego terminu.
Przed gwiazdą wieczoru poczęstowaliśmy się jeszcze wzajemnie czymś
mocniejszym dla kurażu (kurwa, ja nie ogarniam ile te chlory są w stanie
w siebie wlać haha!) i zaraz ruszyliśmy w ostre tango. Organizator
oczywiście zapewnił też miłym gościom kilka buteleczek winka, by w
gardle podczas śpiewania nie zaschło. Piszę sporo o spożywaniu, gdyż
jest to ściśle powiązane z muzyką Malokarpatan. Nie wyobrażam sobie
zabawy przy ich muzyce na trzeźwo, gdyż one przepełnione są procentami i
charakterystycznym zapachem wódy. Kawałki z „Stridžie dni” czy
„Nordkarpatenland” upijają mocniej niż spirytus ratyfikowany a kto się
przy nich nie porwie do tańca musi być głuchy lub upośledzony.
Oczywiście Vlado noszący biiiig biiig sunglasses z resztą pijaków
udowodnili, że to oni tego wieczora byli najbardziej cool band.
Zgromadzonym maniakom najwyraźniej bardzo się podobało, gdyż mało kto
stał obojętnie. Mnie nadmiar wrażeń także mocno sponiewierał i pod
koniec setu w utrzymaniu pionu musiał mi pomagać silniejszy kolega –
betonowy słup. Nogi jednakże nadal rwały się do tańca, bo uciekały mi
spod dupy. Piękne zagrali pesniczki, kto nie był ten chuja wie i piciu i
o metalu. Zdecydowanie był to nokaut muzyczny. Nic dziwnego, że
dziesiątki gardeł wykrzyczało bis na koniec Żal więc człowiekowi dupę
ścisnął, gdy po ostatnich dźwiękach trzeba było pakować się do auta i
wracać do rzeczywistości.
Wielkie dzięki dla Tomka i Wojtka za kolejny wspaniały wieczór.
Odkąd ruszyliście z Magnetofonem koncertowe życie w naszym kraju
naprawdę mocno przyspieszyło. Mam nadzieję, że to co robicie, poza
satysfakcją, pozwoli wam funkcjonować jeszcze długie lata. Przechuje
jesteście.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.