OMNIPOTENCE
"Praecipitium"
Iron
Bonehead Productions 2018
Bardzo przyjemną płytkę wysmażyła nam ta czwórka jegomości z
Kraju Klonowego Liścia. "Praecipitium" to pięć utworów i niespełna 29
minut naprawdę dobrego, jadowitego, zimnego, zaprawionego dużą ilością melodii
Black/Death Metalu. Sekcja z ładnie pomykającym basem raźno jedzie do przodu,
jednak potrafi także zagrać klimatyczne i bardziej zakręcone patenty. Wiosła,
od których jedzie autentycznym chłodem, przyjemnie bujają, szyjąc
hipnotyzującymi riffami, a nad całością unosi się przepełniony agresją,
kąśliwy, diaboliczny wokal. Mocne, soczyste, przestrzenne brzmienie sprawia, że
zawarte tu wałki zadają głębokie, obficie krwawiące rany. Słychać wyraźne
inspiracje Dissection, Sacramentum, Vinterland, czy też szwedzkim Dawn, jednak
o żadnej bezczelnej zrzynce nie ma mowy. Unosi się nad tym materiałem także
duch norweskiego Cesarza i czuć, że w pewien sposób odcisnął On swoje piętno na
tej muzyce. Mimo że wszystko to słyszeliście już wiele razy, to w tym przypadku
wszystkie klocki są doskonale poukładane i świetnie ze sobą współgrają, dzięki
czemu płytki doskonale się słucha, a po jej zakończeniu ręka sama bezwiednie
wędruje, aby ponownie wcisnąć przycisk "Play". W natłoku
ekstremalnych, gęstych, brutalnych produkcji "Praecipitum" podziałała
na mnie naprawdę odświeżająco i zarazem konkretnie przetrzepała mi galoty.
Debiut Kanadyjczyków z pewnością pozostanie ze mną na dłużej. Fajnie, że cały
czas pojawiają się kapele, które potrafią zagrać melodyjną, dynamiczną muzykę z
odpowiednim pazurem i konkretnym pierdolnięciem. Nie kryję tego, że ta płytka
naprawdę zrobiła mi dobrze, będę zatem obserwował uważnie poczynania zespołu i
bardzo chętnie zawieszę ucho na następnym materiale Omnipotence.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.