czwartek, 21 lutego 2019

Recenzja OMNIPOTENCE "Praecipitium"


OMNIPOTENCE
"Praecipitium"
Iron Bonehead Productions 2018


Bardzo przyjemną płytkę wysmażyła nam ta czwórka jegomości z Kraju Klonowego Liścia. "Praecipitium" to pięć utworów i niespełna 29 minut naprawdę dobrego, jadowitego, zimnego, zaprawionego dużą ilością melodii Black/Death Metalu. Sekcja z ładnie pomykającym basem raźno jedzie do przodu, jednak potrafi także zagrać klimatyczne i bardziej zakręcone patenty. Wiosła, od których jedzie autentycznym chłodem, przyjemnie bujają, szyjąc hipnotyzującymi riffami, a nad całością unosi się przepełniony agresją, kąśliwy, diaboliczny wokal. Mocne, soczyste, przestrzenne brzmienie sprawia, że zawarte tu wałki zadają głębokie, obficie krwawiące rany. Słychać wyraźne inspiracje Dissection, Sacramentum, Vinterland, czy też szwedzkim Dawn, jednak o żadnej bezczelnej zrzynce nie ma mowy. Unosi się nad tym materiałem także duch norweskiego Cesarza i czuć, że w pewien sposób odcisnął On swoje piętno na tej muzyce. Mimo że wszystko to słyszeliście już wiele razy, to w tym przypadku wszystkie klocki są doskonale poukładane i świetnie ze sobą współgrają, dzięki czemu płytki doskonale się słucha, a po jej zakończeniu ręka sama bezwiednie wędruje, aby ponownie wcisnąć przycisk "Play". W natłoku ekstremalnych, gęstych, brutalnych produkcji "Praecipitum" podziałała na mnie naprawdę odświeżająco i zarazem konkretnie przetrzepała mi galoty. Debiut Kanadyjczyków z pewnością pozostanie ze mną na dłużej. Fajnie, że cały czas pojawiają się kapele, które potrafią zagrać melodyjną, dynamiczną muzykę z odpowiednim pazurem i konkretnym pierdolnięciem. Nie kryję tego, że ta płytka naprawdę zrobiła mi dobrze, będę zatem obserwował uważnie poczynania zespołu i bardzo chętnie zawieszę ucho na następnym materiale Omnipotence.
Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.