środa, 20 lutego 2019

Recenzja XIBALBA ITZAES "Ah Tza Xibalba Itzaes"


XIBALBA ITZAES
"Ah Tza Xibalba Itzaes"
Nuclear War Now! Productions 2018


Kto pamięta Meksykański zespół Xibalba, który w 1994 roku wydał płytę zatytułowaną "Ah Dzam Poop Ek" ręka w górę!!! Nie jest źle, kilku jeszcze nas jest, he he he. Dobra, żarty na bok. Xibalba Itzaes to jakbyście nie wiedzieli nowe wcielenie Xibalby, które powołano do życia w 2010 roku. Myślałem, prawdę powiedziawszy, że zespół ten na dobre odwalił już kopyta, a oni tymczasem po delikatnym liftingu nazwy, w 2018 roku, po 24 latach od swego płytowego debiutu zaatakowali nową, drugą płytą, której wydanie powierzyli Nuclear War Now! Productions. Nie ukrywam, że dosyć sporo obiecywałem sobie po tej płycie, niestety chyba jednak zbyt dużo, bowiem czuję lekki niedosyt, a w zasadzie to nawet niewielkie rozczarowanie. Myślałem, że będzie to naprawdę mocna rzecz, a tymczasem "Ah Tza Xibalba..." to dla mnie album tylko przeciętny. Mamy tu bowiem niespełna 33 minuty rzetelnego, surowego, Black Metalowego grania, które nie wznosi się ponad konwencjonalne szablony gatunku. Sekcja solidnie robi swoje, dokładając do pieca lub wgniatając w podłoże, surowe, zimne, umiarkowanie jadowite, jednak nieco zbyt monotonne jak na mój gust riffy mają w sobie zbyt mało mocy, aby poniewierać, jak należy. Wokal generalnie ok, jest ponuro i mrocznie, ale jego barwa jakoś do końca do mnie nie przemawia. Mimo iż są tu ciekawsze fragmenty urozmaicające to wydawnictwo (dysonansowe zagrywki gitarowe, trochę klimatycznego, rytualnego, plemiennego grania i odrobina ambientowych plam dźwiękowych), to jednak jest tego zbyt mało, aby wyciągnąć ten album ponad przeciętność. Uleciał gdzieś także ten charakterystyczny, nieco duszny, mistyczny klimat, jaki można było znaleźć na ich płytowym debiucie, w każdym razie ja go na tej płycie nie czuję. Brzmienie tego krążka także uważam, za delikatnie rzecz ujmując nie najlepsze. Dźwięk, mimo że surowy, jest płaski jak "laska czeska (z przodu deska, z tyłu deska)", brakuje tu przestrzeni, ognia, mocy i choćby odrobiny konkretnego pierdolnięcia. Mimo że podchodziłem do tej płyty kilkanaście razy, to nie znalazłem tu nic, co przytrzymałoby mnie na dłużej i choć odrobinkę zaintrygowało. Ni chuja nie wchodzi mi ten materiał. Zachęcam Was jednak, abyście sami sprawdzili "Ah Tza Xibalba Itzaes", gdyż może okazać się, że będziecie mieli na temat tej płyty zgoła odmienne zdanie. 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.