Usurper
„Lords of Permafrost”
Soulseller Records 2019
Usurper powrócił! Po czternastu latach milczenia
zespół, którym jarałem się niesamowicie w latach swojej młodości, pojawił się
nagle, bez ostrzeżenia z szóstym w swojej dyskografii albumem. Przyznam się bez
bicia, iż zanim odpaliłem „Lords of Permafrost” zadrżała mi nieco ręka. Czy aby
ten wielki, jakby nie patrzeć, w moich oczach zespół nie spierdoli sprawy i nie
nagra płyty średniej, powodującej bardziej zniesmaczenia niż zachwyt?
Początkowo czułem się nieco zawiedziony. Niby od pierwszych chwil otwierającego
album „Skull Splitter, a dokładnie od pierwszego Celtic Frostowego „Ugh!”, czuć
stary sprawdzony klimat, ale… Czegoś mi brakowało. Wróciłem zatem do tego
materiału po tygodniu i tym razem już zażarło. Chłopaki, mimo długiej przerwy
nie stetryczeli i nadal czują klimaty wywodzące się z NWOBHM oraz zespołu Toma
Warriora i doskonale potrafią przekuć to, czego nauczyli się w młodości w
black/death/thrash metalowe klimaty. Zwłaszcza wszechobecne nawiązania do
Celtic Frost są tutaj tym, co cenię sobie najbardziej. Amerykanie udowadniają,
iż nadal potrafią jadowicie kąsać i ranić nasze uszy oldskulowymi riffami przy
których headbanging jest rzeczą nieuniknioną. Na albumie królują mroczne
melodie, charakterystyczne dla poprzednich albumów zespołu, lecz przenigdy nie
powiedziałbym, że jest to zżeranie własnego ogona. Przy tych dźwiękach nie
sposób się nie bawić. Posłuchajcie choćby takiego „Cemetery Wolf” – toć to jest
czysta poezja i miód na uszy siwiejących już z lekka panów w skórzanych
portkach i naćwiekowanych kozakach. Z kolei w „Gargoyle” pojawiają się patenty
czysto heavy metalowe w towarzystwie death metalowego wokalu, bomba. Tekstowo
co prawda chłopaki nieco się rozstrzelili, poruszając tematy od wilkołaczych
przemian po inwazję obcych, jednak tak naprawdę nie jest to sprawą
priorytetową, jeśli weźmiemy pod uwagę nośność prezentowanej na najnowszej
płycie muzyki. Wszystko tutaj brzmi przykładowo, czyli dostatecznie
przejrzyście, jednak z zachowanie ducha lat minionych. Utwory zamieszczone na
tej trwającej 36 minut płycie zdają się być doskonale przemyślane, przepełnione
surową energią atakującą nasze narządy słuchu z wielka mocą. Nie wiem zatem,
dlaczego moje pierwsze odczucia były tak odmienne od tych, które mam słuchając
tej płyty po raz kolejny. Może miałem zły dzień. Temu krążkowi absolutnie nic
nie brakuje. Jest to kolejny, znamienity album zespołu, który zawsze szanowałem
i który potrafi bawić się muzyką do upadłego. Kurwa, i to wszechobecne „Ugh!”,
że powtórzę po raz kolejny. No mam do tego słabość, trudno. Kończący płytę
„Mutants of the Iron Age” to taki cios na dobicie, jeśli ktoś miałby jeszcze
mało. Utwór potwierdzający, że oto Usurper faktycznie powrócił. I jest w
świetnej formie!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.