Ceremony
of Silence
„Outis”
Willowtip
Records 2019
Słowacja nie jest jakimś wybitnym eksporterem metali
ciężkich, nie licząc oczywiście kilku wysoce cenionych przeze mnie wyjątków. Z
tym większą ciekawością sięgnąłem właśnie po debiutancki album Ceremony of
Silence, zespół założony przez dwóch, podobno doskonale znanych tamtejszej
scenie, muzyków – Vilozof’a i Svjatogor’a. Jak już zdążyłem się pośmiać z tych
zabawnie brzmiących ksywek, zabrałem się za samą muzykę. Płyta rozpoczyna się
mocnym uderzeniem, bez żadnych introsów czy innych ceregieli duet przechodzi od
razu do rzeczy, uderzając technicznym death metalem naszpikowanym dysonansami
jak dobry sernik rodzynkami. Każdy głuchy usłyszy bez zmieniania baterii w
swoim aparacie słuchowym, że odpowiedzialny na tych nagraniach za gitarę, bas i
wokale Vilozof nie dostał instrumentów w prezencie na zeszłorocznego gwiazdora,
tylko odpowiednie doświadczenie nabyć zdążył. W partiach gitarowych dzieje się
tak wiele, że chwilami mam wrażeni, iż to wszystkie ociera się o artystyczny
onanizm. Poza szybkimi, tnącymi riffami mamy tu sporo zwolnień i atmosferycznych
chwil, dzięki czemu muzyka na „Outis” jest bardzo, ale to bardzo urozmaicona.
Pałker też nie jest nowicjuszem i jego technika grania idealnie pasuje do
zawartego na debiucie Słowaków materiału. Chłopak co chwilę łamie rytm, by
czasem zaskoczyć jednostajnym pukaniem do kręcącego się w tle niczym rój os
akordu. Atmosfera tego albumu potrafi mocno wciągnąć, zwłaszcza gdy zacznie się
już, choćby częściowo, zapamiętywać kolejność zdarzeń na tych siedmiu utworach.
Przychodzą mi do głowy skojarzenia z Gorguts, Ulcerate (choć na zdecydowanie
wolniejszych obrotach) czy Throane, ale należy przyznać, że Słowacy nie
ograniczyli się do zrzynania z najlepszych w tym gatunku. Zaczerpnięte
inspiracje połączyli w kolorową mozaikę na swój własny sposób. Bardzo lubię
takie nie wpadające w ucho za pierwszym razem płyty. Z drugiej jednak strony
niezmiernie mnie wkurwiają, bo aby odkryć złoża ukrytych w nich skarbów
musiałbym każdą z nich przesłuchać po kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt
razy. Tej poświecę na pewno jeszcze trochę czasu, gdyż zdecydowanie jest tego
warta. A Ceremony of Silence zdecydowanie dopisuję do listy zespołów, których
losy należy śledzić.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.