środa, 14 listopada 2018

Recenzja BEYOND CREATION „Algorythm”



BEYOND CREATION 
„Algorythm”




Mistrzowie progresywnego, technicznego Death Metalu z Kanady po czterech latach od ich poprzedniego wydawnictwa oddają w ręce swoich fanów swą trzecią płytę długogrającą zatytułowaną „Algorythm”. Żadnej rewolucji w stosunku do wcześniejszej twórczości grupy tu nie ma, bo i być nie mogło. Nadal obcujemy z perfekcyjnie odegranymi, technicznymi, progresywnymi kompozycjami, które u miłośników takiego grania wywołają z pewnością wzwód w galotach i rumieniec podniecenia na licach. Trudno nie chylić czoła przed umiejętnościami muzyków. Pokręcone riffy, zamiatający konkretnie, dobrze słyszalny bas czy połamane rytmy serwowane przez bębniarza oraz precyzyjne, dopracowane partie solowe gitary momentami przyprawiają o zawrót głowy. W porównaniu do „Earthborn Evolution” z 2014 roku „Algorythm” jest płytą zdecydowanie bardziej klimatyczną. Więcej tu instrumentalnych miniatur i atmosferycznych pasaży, co odrobinkę łagodzi matematyczny charakter muzyki Beyond Creation.  Produkcja oczywiście brylantowa, wszystko cyka, jak w szwajcarskim zegarku, aby każdy akcent, dotknięcie strun czy pierdnięcie muchy było doskonale słyszalne. Za każdym razem, gdy słucham produkcji Beyond Creation mam jednak to samo odczucie. Brakuje mi w tej muzyce ducha, brakuje tej iskry, która wywołałaby wybuch mojego entuzjazmu, brakuje mi tu też solidnego dopierdolenia do pieca. Jest to muzyka wykonywana przez wirtuozów, którą w pełni docenić mogą tylko inni wirtuozi. Kolejna płyta dla fanatyków instrumentalnej masturbacji, która jak dla mnie po kilkukrotnym przesłuchaniu robi się nudna niczym flaki z olejem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.