BEYOND
CREATION
„Algorythm”
Mistrzowie
progresywnego, technicznego Death Metalu z Kanady po czterech latach od ich
poprzedniego wydawnictwa oddają w ręce swoich fanów swą trzecią płytę
długogrającą zatytułowaną „Algorythm”. Żadnej rewolucji w stosunku do
wcześniejszej twórczości grupy tu nie ma, bo i być nie mogło. Nadal obcujemy z
perfekcyjnie odegranymi, technicznymi, progresywnymi kompozycjami, które u
miłośników takiego grania wywołają z pewnością wzwód w galotach i rumieniec
podniecenia na licach. Trudno nie chylić czoła przed umiejętnościami muzyków.
Pokręcone riffy, zamiatający konkretnie, dobrze słyszalny bas czy połamane
rytmy serwowane przez bębniarza oraz precyzyjne, dopracowane partie solowe
gitary momentami przyprawiają o zawrót głowy. W porównaniu do „Earthborn
Evolution” z 2014 roku „Algorythm” jest płytą zdecydowanie bardziej
klimatyczną. Więcej tu instrumentalnych miniatur i atmosferycznych pasaży, co
odrobinkę łagodzi matematyczny charakter muzyki Beyond Creation. Produkcja oczywiście brylantowa, wszystko
cyka, jak w szwajcarskim zegarku, aby każdy akcent, dotknięcie strun czy
pierdnięcie muchy było doskonale słyszalne. Za każdym razem, gdy słucham
produkcji Beyond Creation mam jednak to samo odczucie. Brakuje mi w tej muzyce
ducha, brakuje tej iskry, która wywołałaby wybuch mojego entuzjazmu, brakuje mi
tu też solidnego dopierdolenia do pieca. Jest to muzyka wykonywana przez
wirtuozów, którą w pełni docenić mogą tylko inni wirtuozi. Kolejna płyta dla fanatyków
instrumentalnej masturbacji, która jak dla mnie po kilkukrotnym
przesłuchaniu robi się nudna niczym flaki z olejem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.