środa, 30 stycznia 2019

Recenzja Opprobrium „The Fallen Entities”



Opprobrium
„The Fallen Entities”
High Roller Records 2019


Pamiętacie Incubus? Nie, nie ten prawdziwy, który nagrał tylko demówkę, zresztą jedną z najlepszych, jakie w życiu słyszałem, ten drugi od „Beyond the Unknown”? Za gówniarza słuchało się tego szitu, bo to był naprawdę zajebisty death/thrash. Potem koledzy zmienili nazwę na Opprobrium, z powodów, których nie chce mi się przytaczać. Nagrali sobie pod tą nazwą dwa średnie albumy, które kiedyś przesłuchałem i zapomniałem. Po 11 latach zebrało im się na nagranie nowego materiału, który to właśnie mam przed sobą. No to dajmy im szansę. „The Fallen Entities” to przede wszystkim nadal ta sama muzyka, która starym dziadom w duszy gra, to już plus. Nic się nie zmieniło, buszujemy w klimatach thrash metalowych zahaczających dość mocno o metal śmierci. Gitarki chlastają nas po ryju dość solidnie mocnymi riffami w archaicznym stylu, co niejednego starego wyjadacza zapewne zadowoli bardziej, niż handjob koleżanki z pracy w toalecie. Trzeba przyznać, że pomysłów nie brakuje i absolutnie nie mam odczucia, że jest to muzyka grana na siłę. Jest raz szybciej, raz nieco wolniej, jednak niezaprzeczalnie cały czas dość brutalnie. Rzecz w tym, że co innego zostać pogryzionym przez wygłodniałego, młodego wilka, niż siwiutkiego dziadka o przetrzebionym z racji wieku uzębieniu. No niestety, najnowszy album Opprobrum jest takim właśnie starym wilkiem. Niby chce jeszcze polatać za sarenką, jednak prostata już dość mocno ogranicza ruchliwość łap tylnych. Niby czasem zahaczy pazurem, jednak niezbyt głęboko. Wokalnie to też już nie zawyje do księżyca jak za dawnych czasów. Słychać, że pary w gardle nieco brakuje. Nadal jednak ta wataha jest dość mocno niebezpieczna i absolutnie nie można ich z urzędu wysyłać na emeryturę. Brzmienie na „The Fallen Entities” jest przykładowe dla zespołu z większej niż podziemna wytwórni. Czyli budżet był, nagrało się dobrze – czysto i dostatecznie ciężko. Czasem chłopaki zachcą popisać się jakąś solówką i wtedy najbardziej słychać, że doświadczenie w życiu już zebrali. No ale… Niby jest to muzyka grana przez starych weteranów, niby kopa jeszcze ma, jednak w porównaniu z młodymi gniewnymi w szranki już chłopaki stawać raczej nie mają szans. Warto poświęcić na te 42 minuty kilka odsłuchów. Choćby z sentymentu do starych dokonań zespołu. Jednak bankowo nie jest to płyta która zawojuje świat. Mimo wszystko fajnie, że chłopakom jeszcze się chce. Bo nie sądzę, by robili to dla kasy. Solidny album, ale nic ponad to.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.