środa, 17 lipca 2019

Recka Evil Sorcery - Death Meditation


Evil Sorcery

„Death Meditation”

Putrid Cult 2019

Słuchajcie, taka sytuacja… Włączacie sobie solowy (minus numer jeden) projekt jakiegoś kolesia z Białorusi (minus numer dwa, bo przeciąż stamtąd praktycznie nic dobrego się nie pojawia) i pierwsze co słyszycie, przypomina wam scenę z „Krzyżaków”. Konkretnie moment, gdy rycerze najświętszej Maryji Panny śpiewają „Bogurodzicę” (minus numer trzy). Ubaw po pachy, co nie? Z tym, że ten biedny uśmieszek zniknął z mojej wrednej mordy tak szybko, jak tylko ów jedyny członek Evil Sorcery, zwący się … Evil Sorcery (to chyba tak dla pamięci, bo tam u ruskich sporo piją) przeszedł muzycznie do konkretów. Żarty się skończyły. Okazuje się bowiem, że czasem, nieważne ile byście mieli uprzedzeń, ktoś was potrafi w chuj pozytywnie zaskoczyć. Tak też jest w przypadku „Death Meditation”. W życiu bym się nie spodziewał, że przeżyję przy tej muzyce tak ekscytujące chwile. Niby jest to black metal, jednak kompletnie inny, niż ten, którego się spodziewałem. Nie jest to prymitywna łupanka, której oczekiwałbym po wydawnictwie Putrid Cult, tylko logiczny, przemyślany konglomerat tego, co w czarnym metalu najlepsze. Jest zatem pierwiastek surowizny, owszem, jednak zimne, tnące po nadgarstkach samobójcze riffy to jedynie zarys tego, co się na tym albumie dzieje. Białorusin zgrabnie przeplata blasty nastrojowymi zwolnieniami, w których klawisze potrafią zbudować atmosferę zadumy, niczym na pogrzebie kogoś bliskiego. Zamiast trąbki, słyszymy jednak  doomowe zwolnienia, których ciężar potrafi przytłoczyć i powalić na glebę. Popisy wokalne też nie są tutaj w najgorszym wykonaniu. Niby wszystko obraca się w okolicach wściekłego wrzasku, jednak jest tak idealnie wplecione w towarzyszące dźwięki, że sprawia wrażenie, jakby pan Evil Sorcery opowiadał nam opowieść o pradawnych duchach.  W połowie utworu pojawiają się  bardziej nowoczesne, dysonansowe podróże kojarzące mi się ze sceną francuską, co dodaje jeszcze więcej kolorytu do ogólnego obrazu tego minilonga. Wszystko to sprawia, iż ten materiał jest niesamowicie przemyślany i przede wszystkim spójny. Zdarzają się na tym nagraniu niestety także drobne potknięcia w postaci ciut tandetnych, kojarzących się z Cradle of Filth, fragmentów klawiszowych. Jednak na szczęście są to dosłownie chwilowe załamania formy. Ten nieco ponad 20-to minutowy materiał wywarł na mnie więcej niż pozytywne wrażenie i przez długi czas słuchałem go jak zahipnotyzowany. Zdecydowanie wrócę jeszcze do tego materiału, gdyż jest on najzwyczajniej w świecie bardzo dobry. Jestem autentycznie zaskoczony.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.