LICE
„Woe
Betide You”
Season
of Mist Underground Activists 2019
Kurcze, sam nie
wiem, jak to się stało, ale przegapiłem premierę tej płyty,
która miała miejsce 10 Maja 2019 roku, a Lice to projekt złożony
z zacnych muzyków, zatem powinienem był wykazać się większą
czujnością. Wszy, to bowiem grupa, w której swe muzyczne wizje
realizują Niklas Kvarforth (Shining) i J (Teitanblood), a skład
uzupełnia obsługujący wiosło i bas Kirill Krowli. Wytwórnia
określa twórczość tego projektu jako Avantgarde Black Metal i
ogólnie rzecz biorąc, jest to trafne, aczkolwiek mocno uproszczone
określenie tego, co znajdujemy na „Woe Betide You”. Black Metalu
z depresyjnym sznytem tu sporo, więc fani Shining znajdą na tym
materiale sporo dźwięków, przy których w ruch pójdą żyletki i
szare mydło. Elementy czarciego grania przeplatają się tu jednak z
delikatnymi, ulotnymi progresywnymi zagrywkami, eksperymentalnymi
frazami i patentami charakterystycznymi dla stylistyki Cold Wave,
Post-Punk, Blackgaze, Jazz, czy Funky, a wszystko to odbywa się w
oparach obłędu i kwaśnej psychodelii. Niewątpliwie jest to
ciekawe i na swój sposób świeże spojrzenie na muzyczną materię,
jednak debiut Lice, to zarazem niełatwa w odbiorze i wymagająca
sporej uwagi twórczość. Pomijając aspekty czysto techniczne,
świadczące o doskonałym warsztacie i wyobraźni twórczej muzyków
tworzących Wszy, debiutancki album zespołu to spora huśtawka
nastrojów i choć ogólna tematyka płyty obracająca się wokół
samotności, zagubienia, cierpienia, bezsilnej przemocy i rozkładu
człowieka jest mi bliska, to nie do końca podoba mi się ten
muzyczny rollercoaster. Agresywne, jadowite, przesycone mrokiem
partie z przytłaczającą atmosferą depresji i przygnębienia robią
świetną robotę i kręcą mnie konkretnie, ale eksperymentalnych,
progresywnych, plumkających pływów, jak i czystych wokali Niklasa
przy całych swych chęciach nie mogę jakoś przetrawić. Momentami
czuję się nieco zagubiony w nagłych zmianach stylu i różnorakich
brzmieniach, których być może jest zbyt dużo i w mojej głowie
nie mogą się one złożyć w harmonijną, spójną całość.
Uważam, że ta płyta jest wręcz zbyt eklektyczna i traci dość
sporo na nadmiarze pomysłów, które nie zawsze ze sobą współgrają.
Jest to z pewnością niekonwencjonalny i jedyny w swoim rodzaju
projekt, a „Woe…” pokazuje jeden z wymiarów i kierunków ich
muzycznych zainteresowań oraz różnorodność sposobów realizacji
tych pomysłów, ma ona jednak sporo mankamentów, o których
wspomniałem powyżej. Nie polecam zatem tego albumu, ale także nie
go nie odradzam. Każdy z Was niech sam odpowie sobie na pytanie, czy
chce się zmierzyć z tą ciekawą, ale zarazem mocno sinusoidalną
płytą.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.