Cthonica
"Typhomanteia:
Sacred Triarchy of Spiritual Putrefaction"
Clavis
Secretorvm / Caligari Records / Sentinel Ruin 2019
W
zasadzie to nawet nie wiem jak mam tym razem zacząć, gdyż po
odsłuchaniu tego materiału jestem nieco w szoku. Nazwa Cthonica,
będąca zarazem mantrą zespołu i skrótem od "Claiming (the)
Throne (of) Noxious Illuminative Catharsis", zapewne większości
nic nie powie, lecz mam bardzo mocne przeczucie, że to się niebawem
zmieni. Zespół pochodzi z dość egzotycznego miejsca na mapie,
gdyż ciężko raczej uznać Wenezuelę za kraj metalem i piekłem
płynący. Tym bardziej zaskakujący jest debiut wypluty przez dwóch
muzyków z tego właśnie kraju. "Typhomanteia: Sacred Triarchy
of Spiritual Putrefaction" to ponad pięćdziesiąt minut
barbarzyńskiego black/death metalu zamkniętego w siedmiu aktach.
Mimo iż materiał ten brzmi bardzo surowo, jest wyjątkowo gęsty i
duszny i wcale nie taki prosty czy bezpośredni jak się może na
pierwszy rzut ucha wydawać. Cthonica starannie budują grobowy a
chwilami wręcz rytualistyczny klimat za pomocą dźwięków, które
pomału odsłaniają swoje poszczególne walory. Wenezuelczycy
zaciągają odbiorcę do ciemnej krypty w której panuje całkowita
ciemność i jedynie zza ściany usłyszeć można dźwięki
ostrzonego ostrza i bojowe rozkazy oraz nieznanego pochodzenia
dźwięki. Cthonica zdecydowanie potrafi zbudować klimat napięcia i
strachu przed nieznanym. Słuchając tych siedmiu utworów cisną i
się na usta takie nazwy jak Portal, Grave Upheaval, Immolation czy
Dakhma. Poza wybuchami agresji mamy tu sporo zwolnień i interludiów
po których ponownie uderzają nas eksplozje czystego zła. Już
pierwszy na płycie, trwający ponad jedenaście minut "Act I:
The Chalice" potrafi zarówno zadać cios w splot słoneczny, by
po chwili zacząć hipnotyzować a następnie brutalnie nas z tego
stanu wybudzić. A to dopiero pierwsza odsłona. Dalej jest jeszcze
ciekawiej. Na przykład kończący "Act II: The Verb"
fragment oparty na pulsującym basie i uderzeniach w bębny brzmi jak
płonący wokół świat i powoduje autentyczne duszności i strach.
"Mimo iż ten materiał do najkrótszych nie należy, nie ma
tutaj mowy o jakiejkolwiek powtarzalności czy uzupełniaczach.
Słucha się tego z zapartym tchem by nie uronić ani kropelki z tego
pucharu słodkiej trucizny. Pisałem kilka dni temu, że debiut
Kosmokrator to dla mnie zaskoczenie roku. Nie sądziłem, że tak
szybko przyjdzie mi zastanowić się nad tym stwierdzeniem ponownie.
Debiut Cthonica jest bowiem niczym dłoń uzbrojona w nóż
wyłaniająca się spod naszego łózka – absolutnie niespodziewane
doznanie. Jestem przekonany, że każdy maniak gruzu i smoły będzie
tym albumem zachwycony. Tak, dokładnie, zachwycony!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.