Fetor / Crepitation
„Onset of Horrendosity”
Deformeathing
Production 2019
Dziś mamy na rozkładówce szybki strzał z rodzimej
Deformeathing, w postaci splitu Fetoru krajowej produkcji z brytyjskim
Crepitation. To moje pierwsze spotkanie z tymi zespołami, dlatego też z dużą
ciekawością odpaliłem ten króciutki materiał. Dwa pierwsze utwory na tym krążku należą do
Mysłowiczan. Choć w zasadzie jest to jeden utwór w wersji studyjnej i
koncertowej. Szczerze mówiąc ten kawałek nie zrobił na mnie jakiegoś
piorunującego wrażenia. Chłopaki łupią bardzo typowy brutalny death metal z
wokalem głębokim lak gardło Sashy Grey. „Killing Her Softly” utrzymany jest w
średnim tempie z miażdżącymi
zwolnieniami, które faktycznie są dość ciężkie by połamać niejednemu
nieszczęśnikowi kości. Rzecz w tym, że nie jest to jakiś szlagier, który mógłby
stać się klasykiem, chyba że osiedlowym. Można powiedzieć, wnioskując
oczywiście tylko po tym jednym utworze, bo może globalnie sprawa ma się
inaczej, że Fetor to taki trzecioligowy Dying Fetus. Zabieg zamieszczania
numeru w wersji live pominę milczeniem, bo nie chcę się po raz kolejny
powtarzać w tym temacie. Następne trzy utwory to działka Brytoli, których
logosa bez pomocy tłumacza byście za chuj nie rozszyfrowali. No i ta połówka
sprawiła mi o wiele więcej radochy. Lubię takie fekaliowo betoniarskie
napierdalanie, zwłaszcza na żywo, jednak niezaprzeczalnym faktem jest, iż
bardzo szybko mi się ono nudzi. Przy tych trwających łącznie niecałe sześć
minut piosenkach zdążyłem się uśmiać, machnąć łbem i kopnąć odkurzającą właśnie
duży pokój starą w dupę. Te dźwięki generują bowiem spory ładunek
niekontrolowanej chęci do wygłupów i są dowodem na to, że metalowe grzanie nie
zawsze musi być do końca poważne. Mamy tu wszystko, czego mi trzeba, by
odreagować codzienne strojenie groźnych min, od których to już dostaję zajadów,
choć i tak wszyscy wiedzą, że jebany ze mnie pozer. Jest śmieszne intro, są
blasty i totalne zwolnienia z bulgoczącymi wokalizami, są także „świniaki” i
spora garść chwytliwych akordów. Świetnie się tego słucha i powiem szczerze, że
żałuję, iż mieszkańcy Liverpool nie wrzucili na ten krążek jeszcze kilku
strzałów, bo pozostawili mnie w sporym niedosycie. Nie znaczy to, że zaraz
pobiegnę sprawdzać ich poprzednie dokonania, to w sumie nie jest moja muza,
jednak zdecydowanie chętnie obejrzałbym ich sobie na żywo przy okazji jakiegoś
festu. Tak, że ten, tego… Mimo iż nie do końca kumam wydawanie tak krótkich
materiałów na CD, to ta konkretna pozycja zostanie u mnie w kolekcji i zapewne
nie omieszkam odpalić jej przy okazji najbliższej popijawy. Zabawa
gwarantowana.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.