czwartek, 24 października 2019

Recenzja splitu Fetor / Crepitation


Fetor / Crepitation
„Onset of Horrendosity”
Deformeathing Production 2019

Dziś mamy na rozkładówce szybki strzał z rodzimej Deformeathing, w postaci splitu Fetoru krajowej produkcji z brytyjskim Crepitation. To moje pierwsze spotkanie z tymi zespołami, dlatego też z dużą ciekawością odpaliłem ten króciutki materiał.  Dwa pierwsze utwory na tym krążku należą do Mysłowiczan. Choć w zasadzie jest to jeden utwór w wersji studyjnej i koncertowej. Szczerze mówiąc ten kawałek nie zrobił na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Chłopaki łupią bardzo typowy brutalny death metal z wokalem głębokim lak gardło Sashy Grey. „Killing Her Softly” utrzymany jest w średnim tempie z miażdżącymi  zwolnieniami, które faktycznie są dość ciężkie by połamać niejednemu nieszczęśnikowi kości. Rzecz w tym, że nie jest to jakiś szlagier, który mógłby stać się klasykiem, chyba że osiedlowym. Można powiedzieć, wnioskując oczywiście tylko po tym jednym utworze, bo może globalnie sprawa ma się inaczej, że Fetor to taki trzecioligowy Dying Fetus. Zabieg zamieszczania numeru w wersji live pominę milczeniem, bo nie chcę się po raz kolejny powtarzać w tym temacie. Następne trzy utwory to działka Brytoli, których logosa bez pomocy tłumacza byście za chuj nie rozszyfrowali. No i ta połówka sprawiła mi o wiele więcej radochy. Lubię takie fekaliowo betoniarskie napierdalanie, zwłaszcza na żywo, jednak niezaprzeczalnym faktem jest, iż bardzo szybko mi się ono nudzi. Przy tych trwających łącznie niecałe sześć minut piosenkach zdążyłem się uśmiać, machnąć łbem i kopnąć odkurzającą właśnie duży pokój starą w dupę. Te dźwięki generują bowiem spory ładunek niekontrolowanej chęci do wygłupów i są dowodem na to, że metalowe grzanie nie zawsze musi być do końca poważne. Mamy tu wszystko, czego mi trzeba, by odreagować codzienne strojenie groźnych min, od których to już dostaję zajadów, choć i tak wszyscy wiedzą, że jebany ze mnie pozer. Jest śmieszne intro, są blasty i totalne zwolnienia z bulgoczącymi wokalizami, są także „świniaki” i spora garść chwytliwych akordów. Świetnie się tego słucha i powiem szczerze, że żałuję, iż mieszkańcy Liverpool nie wrzucili na ten krążek jeszcze kilku strzałów, bo pozostawili mnie w sporym niedosycie. Nie znaczy to, że zaraz pobiegnę sprawdzać ich poprzednie dokonania, to w sumie nie jest moja muza, jednak zdecydowanie chętnie obejrzałbym ich sobie na żywo przy okazji jakiegoś festu. Tak, że ten, tego… Mimo iż nie do końca kumam wydawanie tak krótkich materiałów na CD, to ta konkretna pozycja zostanie u mnie w kolekcji i zapewne nie omieszkam odpalić jej przy okazji najbliższej popijawy. Zabawa gwarantowana.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.