Gorycz
"Piach"
Trzeba
przyznać, że krajowe poletko na przestrzeni ostatnich lat obfituje w coraz to
ciekawsze projekty muzyczne z gatunku „black metal inaczej”. I bardzo dobrze. Z
drugiej strony mam wrażenie, że toczy się także jakaś walka o
najoryginalniejszą nazwę, oczywiście w języku ojczystym, a to już wywołuje czasami
raczej uśmiech politowania niż zachwyt. Na szczęście Gorycz, to jeszcze nie
jakaś wiocha, ale pewnie sami przyznacie, że brzmi nieco zabawnie. Niemniej
jednak postanowiłem dać chłopakom szansę i podróżując pewnego dnia tramwajem do
tyry, zapodałem sobie świeżutkie promo albumu „Piach”. I zobowiązany jestem
szczerze przyznać, że się pozytywnie zaskoczyłem, gdyż Gorycz, to nie jakieś
tam popłuczyny po Norwegii z dodatkiem hipsterskich wstawek, lecz naprawdę
ciekawa muzyka. Już drum’n’bass w pierwszym kawałku mocno skojarzył mi się z
wczesnymi dokonaniami Echoes of Yul, który to zespół bardzo sobie cenię. Chwilę
później pojawia się bardzo fajny la gitara dysonanse i wszystko zaczyna pięknie
razem płynąć. Za oknem pada deszcz, płyną wraz z deszczem kolejne numery a ja
coraz bardziej wsiąkam a muzyka komponuje mi się z kroplami spływającymi po
szybie (Przestań chlać, przecież w tym smutnym jak pizda kraju już dawno nie padało ... znaczy piękna polska złota jesień jest ... - RBN). Spokojne dźwięki koją moją duszę raczej w wolnym tempie, choć zdarzają
się mocniejsze podmuchy jesiennego wiatru. W pewnym momencie przypominam sobie
koncert, na którym byłem jakiś czas temu, a na którym wystąpił jednoosobowy
projekt Rogi, oparty na czystej improwizacji. Taką też jawi mi się muzyka która
wlewa się w moje małżowiny. W niektórych kawałkach można usłyszeć patenty
teoretycznie w ogóle do siebie nie pasujące, jakby faktycznie dograne w studio
na żywca. Jakimś cudem spaja się to jednak w spójną całość i uruchamia nasze
zwoje mózgowe do kombinowania. Cholera, taki bazujący na rytmicznych
uderzeniach w talerz „Lament” naprawdę potrafi zryć człowiekowi czachę. Wokale
utrzymane są raczej w blakującym stylu, jednak warto wczytać się w teksty, gdyż
nie są one banalne i mogą, tak jak sama muzyka, rozbudzić wyobraźnię. Ku mojemu
zaskoczeniu powracam do tej płyty zdecydowanie częściej, niż się tego pierwotnie
spodziewałem. Za każdym razem odkrywam na niej jakiś nowy patent, którego nie
udało mi się wyłapać wcześniej. Nie jest to może muzyka którą kocham
najbardziej, stanowi jednak taką idealną odskocznię od brutalizy, jaką katuję
się zazwyczaj. Jeśli kogoś jeszcze nie znudziło poszukiwanie czegoś świeżego,
zagranego na własną nutę, temu ten album polecam. Mi potrzebne są takie
dźwięki, żeby się czasem odchamić. A, no nie wspomniałem jeszcze, że Gorycz to
dzieło członków Aeon i Non Opus Dei, choć akurat dla mnie ma to średnie
znaczenie, gdyż żadnego z tych bandów jakoś nie kocham. Płyty wypatrujcie w
Pagan Records od 2 listopada. Ja sobie kupie.
- jesusatan
Tracklista:
1. Ziemia
2. Czarna ciecz
3. Ciżba wyje
4. Lament
5. Strach na ludzi
6. Gorycz
2. Czarna ciecz
3. Ciżba wyje
4. Lament
5. Strach na ludzi
6. Gorycz
Panie Piotrze zapomniał Pan napisać o wspaniałej oprawie wizualnej niektórych utworów, które też wymykają się poza szeroko pojętą normalność. Pozdrawiam i słucham.
OdpowiedzUsuń