niedziela, 6 stycznia 2019

Recenzja Blot & Bod „Ligæder”



Blot & Bod

Ligæder”
Iron Bonehead 2019



Blot & Bod to wbrew pozorom nie jest duet, jak sugeruje nazwa. Kolegów jest trzech i pochodzą z kraju Hamleta. Dwa lata temu panowie wydali w formie cyfrowej Ep-kę oraz debiutancką płytę. I ta ostatnia za kilka tygodni zostanie wznowiona na fizycznym nośniku przez niestrudzoną Iron Bonehead Records. Wiadomo, że ten label, to pewna marka i gówien raczej nie wypuszczają. Co to takiego zatem ten B&B? Wyobraźmy sobie, iż kilku gości zostaje zamkniętych w bunkrze z małym zapasem wody i porcją frytek do podziału i jedyną opcją wydostania się na wolność jest nagranie obrzydliwego, surowego black metalu. Dodatkowo w bunkrowych głośnikach wybrzmiewają demówki Hellhammer i wczesne albumy Bathory. No to co chłopy robią? Napierdalają prymitywne dźwięki na chujowo nastrojonych instrumentach i starają się w zaistniałych warunkach jak najdokładniej odwzorować stare schematy. Przy okazji co prawda dodają cośik od siebie, zwłaszcza jeśli chodzi o warstwę wokalną, gdyż odgłosy wydawane paszczą są tutaj dość zróżnicowane. Poza black metalowym, bardzo przytłumionym zresztą, wojsem, możemy doświadczyć krzyków i pseudozaśpiewów w nieco wyższej, czystej tonacji. Większość numerów jest zagrana na średniej szybkości, z tendencją do zwiększenia tempa do Darkthronowej patatajni, w najlepszym tego słowa znaczeniu oczywiście. Pomimo swego prymitywizmu ta muzyka absolutnie nie nudzi. Wręcz przeciwnie, po jakimś czasie zaczyna bardzo miło wirować w głowie. Widać, że pomysł na granie jest i kolesie maniany nie odwalają tylko dlatego, że frytki już wystygły. Dodatkowy plus mają u mnie za fotę zespołu – bez silenia się na malowanie japy w pająka, ot zwykli goście w koszulkach swoich idoli. Taki dystans szanuję niezmiernie. „Ligæder” to nieco ponad pół godziny naprawdę przyzwoitego grania w starym stylu, wzbogaconego gdzie niegdzie delikatnym klawiszem, z momentami, w których wydaje się, iż brzmienie się posypało, jednak absolutnie nie utrudnia to odbioru tego materiału. Sto razy wolę posłuchać takiej muzyki, niż choćby recenzowanego niedawno Dodsfall. Niech zatem nie zwiedzie was nietypowa nazwa bandu – naprawdę warto do tego albumu przysiąść. Gwarantuję przynajmniej kilka sprawiających frajdę chwil. Myślę, że już można chłopakom otworzyć właz do bunkra. Z powierzonego zadania wywiązali się bardziej niż przyzwoicie.

- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.