Blot & Bod
„Ligæder”
Iron Bonehead
2019
Blot
& Bod to wbrew pozorom nie jest duet, jak sugeruje nazwa. Kolegów jest
trzech i pochodzą z kraju Hamleta. Dwa lata temu panowie wydali w formie
cyfrowej Ep-kę oraz debiutancką płytę. I ta ostatnia za kilka tygodni zostanie wznowiona
na fizycznym nośniku przez niestrudzoną Iron Bonehead Records. Wiadomo, że ten
label, to pewna marka i gówien raczej nie wypuszczają. Co to takiego zatem ten
B&B? Wyobraźmy sobie, iż kilku gości zostaje zamkniętych w bunkrze z małym
zapasem wody i porcją frytek do podziału i jedyną opcją wydostania się na
wolność jest nagranie obrzydliwego, surowego black metalu. Dodatkowo w
bunkrowych głośnikach wybrzmiewają demówki Hellhammer i wczesne albumy Bathory.
No to co chłopy robią? Napierdalają prymitywne dźwięki na chujowo nastrojonych
instrumentach i starają się w zaistniałych warunkach jak najdokładniej
odwzorować stare schematy. Przy okazji co prawda dodają cośik od siebie,
zwłaszcza jeśli chodzi o warstwę wokalną, gdyż odgłosy wydawane paszczą są
tutaj dość zróżnicowane. Poza black metalowym, bardzo przytłumionym zresztą,
wojsem, możemy doświadczyć krzyków i pseudozaśpiewów w nieco wyższej, czystej
tonacji. Większość numerów jest zagrana na średniej szybkości, z tendencją do
zwiększenia tempa do Darkthronowej patatajni, w najlepszym tego słowa znaczeniu
oczywiście. Pomimo swego prymitywizmu ta muzyka absolutnie nie nudzi. Wręcz
przeciwnie, po jakimś czasie zaczyna bardzo miło wirować w głowie. Widać, że
pomysł na granie jest i kolesie maniany nie odwalają tylko dlatego, że frytki
już wystygły. Dodatkowy plus mają u mnie za fotę zespołu – bez silenia się na malowanie
japy w pająka, ot zwykli goście w koszulkach swoich idoli. Taki dystans
szanuję niezmiernie. „Ligæder”
to nieco ponad pół godziny naprawdę przyzwoitego grania w starym stylu,
wzbogaconego gdzie niegdzie delikatnym klawiszem, z momentami, w których wydaje
się, iż brzmienie się posypało, jednak absolutnie nie utrudnia to odbioru tego
materiału. Sto razy wolę posłuchać takiej muzyki, niż choćby recenzowanego
niedawno Dodsfall. Niech zatem nie zwiedzie was nietypowa nazwa bandu –
naprawdę warto do tego albumu przysiąść. Gwarantuję przynajmniej kilka
sprawiających frajdę chwil. Myślę, że już można chłopakom otworzyć właz do
bunkra. Z powierzonego zadania wywiązali się bardziej niż przyzwoicie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.