sobota, 6 kwietnia 2019

Recenzja Slashing Death „Off”


Slashing Death

„Off”

Selfmadegod Records 2019



No proszę, myślałem że monopol na reedycje starych, polskich, często dawno niesłusznie zapomnianych kapel ma Leszek i jego Thrashing Madness. Okazuje się, że niekoniecznie, gdyż Karol, dobrze znany wszem i wobec przedsiębiorca pogrzebowy, właśnie wydalił, jak to na fekalgrindowca w sumie przystało, wszystkie czy demówki trzęsącego swego czasu krajową sceną ekstremalną Slashing Death i to na jednym CeDe. Kto pamięta owych popaprańców, ten wie, że tworzona przez nich muza potrafiła konkretnie kopać dupska pańskie pod koniec lat 80-tych i początku następnej dekady. Fakt, iż w tym zespole pierwsze kroki stawiał jeden z najznamienitszych polskich pałkerów nie ma tutaj najmniejszego znaczenie i bynajmniej nie powinien być głównym hasłem reklamowym, gdyż zarejestrowane przez zespół utwory bronią się bez tego. Oczywiście jeżeli założymy, że trafią do odpowiednich odbiorców – hailujących staremu polskiemu podziemiu. Wszelkiej maści zwolennicy nowomodnego grania mogą w międzyczasie iść na piwo albo pograć w Robloxa, czy jak tam się to nazywa. Do rzeczy. Zawarty na dysku kompaktowym materiał, to circa 33 minuty prymitywnej mieszanki grand/punk/thrash/death metalu. Niezłe połączenie, nie? Oczywiście naturalne, biorąc pod uwagę okres, w którym wspomniane demówki powstawały, gdyż w tamtym czasie, będąc za „Żelazną Kurtyną”, krajowe zespoły inspirowały się czym popadnie, byle było dostatecznie brutalne i agresywne.. Chłopakom z Lidzbarka Warmińskiego takie nakurwianie „byle mocniej/ekstremalniej” wychodziło nad wyraz dobrze. Jako że wspomniany kompakt zawiera nagrania z różnych sesji, ich brzmienie jest naturalnie dość mocno różne. Na „Off” zostały one ułożone we w odwrotnej kolejności do czasu ich rejestrowania, zatem jak można się domyślać, każda sesja brzmi bardziej prymitywnie. Szczerze nie rozumiem tego zabiegu. Naturalnym byłoby ułożenie ich w kolejności chromatologenicznej. Chyba że Pan Wydawca nie chciał zniechęcić potencjalnych odbiorców już pierwszymi numerami, które faktycznie brzmią parszywo, oczywiście biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy. Bez oszukiwania, najwcześniejsze nagrania SD brzmią jak reh, co nie zmienia faktu, że sama muzyka broni się doskonale, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Chłopaki prują niemiłosiernie, prymitywnie, nie zważając na stojące przed nimi czołgi, jadą ostro naprzód wymachując szabelkami. Zdecydowanie warto nabyć ten matex, choćby ze względów sentymentalnych. Czy skuszą się na niego młodsi, nie wiem. Według mnie powinni, jeśli nie jest im obojętna historia polskiego grania ekstremalnego. Jeśli to oleją, to chuj im w dupę! Zalecam wówczas zadbanie, aby naszywka Nirvany była przyszyta symetrycznie z Cannibal Corpse na zielonym plecaczku. Pozycja obowiązkowa dla maniaków! 
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.