Slashing
Death
„Off”
Selfmadegod
Records 2019
No proszę, myślałem że monopol na reedycje starych,
polskich, często dawno niesłusznie zapomnianych kapel ma Leszek i jego
Thrashing Madness. Okazuje się, że niekoniecznie, gdyż Karol, dobrze znany
wszem i wobec przedsiębiorca pogrzebowy, właśnie wydalił, jak to na
fekalgrindowca w sumie przystało, wszystkie czy demówki trzęsącego swego czasu
krajową sceną ekstremalną Slashing Death i to na jednym CeDe. Kto pamięta owych
popaprańców, ten wie, że tworzona przez nich muza potrafiła konkretnie kopać
dupska pańskie pod koniec lat 80-tych i początku następnej dekady. Fakt, iż w
tym zespole pierwsze kroki stawiał jeden z najznamienitszych polskich pałkerów
nie ma tutaj najmniejszego znaczenie i bynajmniej nie powinien być głównym
hasłem reklamowym, gdyż zarejestrowane przez zespół utwory bronią się bez tego.
Oczywiście jeżeli założymy, że trafią do odpowiednich odbiorców – hailujących
staremu polskiemu podziemiu. Wszelkiej maści zwolennicy nowomodnego grania mogą
w międzyczasie iść na piwo albo pograć w Robloxa, czy jak tam się to nazywa. Do
rzeczy. Zawarty na dysku kompaktowym materiał, to circa 33 minuty prymitywnej
mieszanki grand/punk/thrash/death metalu. Niezłe połączenie, nie? Oczywiście
naturalne, biorąc pod uwagę okres, w którym wspomniane demówki powstawały, gdyż
w tamtym czasie, będąc za „Żelazną Kurtyną”, krajowe zespoły inspirowały się
czym popadnie, byle było dostatecznie brutalne i agresywne.. Chłopakom z
Lidzbarka Warmińskiego takie nakurwianie „byle mocniej/ekstremalniej”
wychodziło nad wyraz dobrze. Jako że wspomniany kompakt zawiera nagrania z
różnych sesji, ich brzmienie jest naturalnie dość mocno różne. Na „Off” zostały
one ułożone we w odwrotnej kolejności do czasu ich rejestrowania, zatem jak
można się domyślać, każda sesja brzmi bardziej prymitywnie. Szczerze nie
rozumiem tego zabiegu. Naturalnym byłoby ułożenie ich w kolejności
chromatologenicznej. Chyba że Pan Wydawca nie chciał zniechęcić potencjalnych
odbiorców już pierwszymi numerami, które faktycznie brzmią parszywo, oczywiście
biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy. Bez oszukiwania, najwcześniejsze
nagrania SD brzmią jak reh, co nie zmienia faktu, że sama muzyka broni się doskonale,
przynajmniej moim skromnym zdaniem. Chłopaki prują niemiłosiernie, prymitywnie,
nie zważając na stojące przed nimi czołgi, jadą ostro naprzód wymachując
szabelkami. Zdecydowanie warto nabyć ten matex, choćby ze względów
sentymentalnych. Czy skuszą się na niego młodsi, nie wiem. Według mnie powinni,
jeśli nie jest im obojętna historia polskiego grania ekstremalnego. Jeśli to
oleją, to chuj im w dupę! Zalecam wówczas zadbanie, aby naszywka Nirvany była
przyszyta symetrycznie z Cannibal Corpse na zielonym plecaczku. Pozycja
obowiązkowa dla maniaków!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.