wtorek, 23 kwietnia 2019

Recenzja Mystifier „Protogoni Mavri Magiki Dynasteia”


Mystifier
„Protogoni Mavri Magiki Dynasteia”
Season of Mist 2019


Jasna cholera, to Mystifier jeszcze żyje? Myślałem, że chłopaki już dawno gryzą glebę, bo straciłem kontakt z ich twórczością jakoś w okolicach 2001, kiedy to nagrali totalnie nieprzemawiającą do mnie płytę „Profanus”. Okazuje się jednak, że Brazylijczycy nadal rzeźbią swoje i oto właśnie mamy możliwość zaprosić do tańca ich piątą, a nagraną po jebanych osiemnastu latach, pełną płytę. No i teraz powstaje pytanie. Czy koleżanka, którą stukałeś w szkolnym kiblu ćwierć wieku temu nadal jest wystarczająco ciasna, by osiągnąć tą niesamowitą satysfakcję, którą dawała nosząc stringi z wyszydełkowanym przez babcię wzorem z „Goetia”? Przyznać muszę, że tego typu powroty po latach rzadko kiedy się sprawdzają, jednak w przypadku Mystifier jest to taki strzał w ryj, że tylko się oblizać. Zaraz po wciśnięciu „play” wita nas soczyste, oldskulowe brzmienie, ciężkie jak jasna cholera, odpowiednio brudne, jednak nadające się do użycia. Coś jak noszone przez typowego faceta jednodniowe skarpetki. Muzyka sprzedawana nam na „PMMD” z liścia to coś co można ustawić gdzieś pomiędzy wczesnym Rotting Christ a Septic Flesh. Ten drugi band został postawiony na baczność w moim pustym łbie nie tylko z powodu niemal identycznego, głębokiego growlu, lecz także rytmiki i łupiących czerep riffów, tak typowych dla wcześniejszej twórczości Greków. Podobnie jak wspomniani, Mystifier gniecie niemiłosiernie ciężarem swoich akordów, wzbogacając je chwilowym klawiszem czy niskimi wokalnymi deklamacjami. Cały album utrzymany jest w szybszym, lecz nie blastowym, tempie, zwalniającym czasami dla urozmaicenia klimatu. Tak, trzeba przyznać, że każdy z dziesięciu zamieszczonych na tym krążku utworów ma swój charakter. Każdy zaskakuje pomysłami i nieprzeciętnością. Każdy fan starego bleka uklęknie przy tych dźwiękach i przymnie w ryło czarną hostię, i nie żebym był w tym przypadku rasistom. Jestem autentycznie zaskoczony, że po tylu latach rozbratu z muzyką, Brazyliany potrafili wspiąć się na wyżyny i nagrać tak ciekawy i intrygujący płyt. Zaprawdę, powiadam wam, niczego tu wam nie zbraknie. Nic, tylko słuchać. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.