poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Recenzja Empheris “The Return of Derelict Gods”


Empheris

“The Return of Derelict Gods”

Old Temple 2019



No proszę, Co my tutaj mamy… Zespół naczelnego R'Lyeh wziął się i w końcu nagrał trzeciego już pełniaka. Zajęło im to jedynie jedenaście lat. Gdyby nie wypluwane przez nich w międzyczasie splity, EPki i inne dema z częstotliwością konkurującą z Nunslaughter, jednak będącą Misiem na miarę naszych krajowych możliwości, to pomyślałbym, że to jednak z deka przydługawa przerwa. Chuj, najważniejsze, że płyta w końcu jest. Długo zastanawiałem się, czy pisać ową reckę, żeby szefa nie obrazić. Ale chuj, żeby nie było, że na scenie rządzą jedynie układy i układziki i wszyscy się po fiutach całują… „The return of Derelict Gods” to na bank nie jest klasa „The Return of Darkness & Evil”. Na trzecim albumie warszawiaków jesteśmy atakowani muzyką archaiczną. Zdecydowanie dźwięki na tej płycie nie mają nic wspólnego z nowoczesnością. Znajdujemy tutaj zdecydowanie starszej daty riffy czerpane garściami z klasyków black, thrash czy death metalu. Osobiście wyłapuję pierwiastki starego Enslaved, Sodom, Protector czy Destruction. Bardzo pozytywnym jawi się brzmienie na tym krążku. Mocno zbasowane, nieco przytłumione, autentycznie analogowe. Pod tym względem też naśladownictwo wyszło chłopakom na plus. Same kompozycje nie wnoszą żadnych innowacji do wspomnianego gatunku, lub raczej ich mieszanki. Słychać, że Empheris pobrali lekcje gdzie należy. Jednak trzeba przyznać, że te dziesięć kawałków jest mimo wszystko dość banalnych. Brakuje mi tu pierwiastka, kurwa, może nawet nie pierwiastka a sporej szufli, dynamiki, żeby ktoś przyjebał do pieca. Pomijając numery, które faktycznie bujają, jak choćby „Testimony of Frozen Soul”, „Palladium In Fire” czy „Eternal Flame is Burning”, reszta jest zagrana jakby na pół gwizdka. Zdecydowanie lepiej by zabrzmiały zagrane z 30% szybciej. Zyskały by wówczas odpowiednią dozę wkurwu i napierdol byłby treściwszy. Ponoć Immortal zrobił taki trik na „dwójce”. Nie wiem, może chłopaki myślą już o emeryturce, na której trzeba będzie dorabiać grając obecny matex na remizowych potańcówkach. Szkoda, bo miałem nadzieję, że jakoś ten album łyknę. Podchodziłem kilka(naście) razy, jednak nie przekonałem się. Owszem, nie jest to gówno, no nie, bez jaj. Jednak mówiąc szczerze, gdyby ten album się nie ukazał, świat by nie płakał. Powiem więc tak: jeśli chłopaki bawią się równie dobrze tworząc tę muzykę, jak ja, pisząc swoje żenujące czasem recenzje, to niech to robią nadal. Bo jak coś jest robione od serducha, to bankowo znajdzie swoich odbiorców. A zrzędy i hejterów należy mieć a we w dupie. Liczy się serducho! Sprawdźcie zatem ten album jeśli podobały wam się wcześniejsze Empherisy. I sami sobie oceńcie. 
- jesusatan



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.