sobota, 13 kwietnia 2019

Recenzja MORTE „Miasma”


MORTE
„Miasma”
Disembodied Records 2018


Zaprawdę powiadam Wam, "Miasma", debiutancki, pełny album argentyńskiego kwartetu Morte to prawdziwie miażdżący materiał. Staroszkolny, gniotący niemiłosiernie, nadgniły Death/Doom Metal w ośmiu odsłonach, od którego na kilometry wali stęchlizną, pleśnią i słodkawą wonią rozkładu. Nie usłyszycie tu nic nowego, wszystko oparte jest na najlepszych, gatunkowych wzorcach, a jednak materiał ten cudownie wręcz poniewiera. Gęste wiosła zalewają nas smolistymi riffami, sekcja rozgniata na krwawą miazgę, a niski, brutalny, cudownie zaflegmiony, mroczny growling sprawia, że na zębach pęka szkliwo, a mózg gotuje się pod pokrywą. Wszystko to wyposażone jest w tłuste, lepkie, przesycone śmiertelnymi oparami brzmienie, dzięki czemu podczas słuchania tej płytki prawie namacalnie czujemy na karku zimny, cuchnący oddech kostuchy. Dodatkowego smaczku dodają tej produkcji wokalizy, a w zasadzie język, w którym są wypluwane z trzewi gardłowego, czyli język Hiszpański. Idealnie pasuje mi on do tej ciężkiej niczym walec produkcji, a prócz tego, dodaje on  dusznego, miazmatycznego, ponurego nastroju, jaki niepodzielnie panuje na tym albumie. Morte to kolejny zespół, który udowadnia, że w prostocie siła. Z klasycznych, kanonicznych wręcz, zastosowanych tysiące razy patentów muzycy ci potrafili stworzyć zwarty, monolityczny materiał, który przypierdolił mi z taką siłą, że musiałem długo zbierać z gleby swe nędzne zwłoki.  Kurwa, straszne kuku zrobiła mi ta płyta, nie mogę się od niej odczepić, wręcz się od niej uzależniłem. Nie ma co więcej strzępić ozora. Zajebisty materiał!!! Kupować i nie marudzić!!!
Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.