piątek, 2 listopada 2018

Recenzja Ellende "Rückzug in die Innerlichkeit"


Ellende
"Rückzug in die Innerlichkeit"





Sam się sobie czasem dziwię i zrozumieć nie potrafię. Tyle jest świetnych płyt do słuchania, wiele z nich na tyle wymagających, że dopiero po dziesięciokrotnym przesłuchaniu zaczynają odsłaniać pełnię swoich barw. A ja, mimo iż wciąż narzekam, że nie mam kiedy każdej z nich poświęcić czasu jej należnego, zabrałem się dziś za Austriacki Ellende i ich drugi pełny materiał zatytułowany Rückzug in die Innerlichkeit”. Nie był to wybór uwarunkowany czymkolwiek, ot taki randomowy strzał w katalog z promówkami. Materiał rodaków najbardziej znanego w historii świata Adolfa to 27 minut atmosferycznego black metalu (kurwa, już samo to określenie wywołuje u mnie mdłości). Cztery kawałki ciągną się w średnim tempie jak flaki z olejem, podsycając moje zdegustowanie a to motywem klawiszowym, a to smętnie zawodzącymi skrzypeczkami. Wszystko to jest tak jednostajne i nijakie, że wspomniane pół godziny ciągnie się jak serial peruwiański. Wokalista skrzeczy równie jednowymiarowo, choć prawdę przyznawszy, nie jest to głos najgorszy jaki w życiu słyszałem, po prostu przeciętny blackowy wrzask. Zresztą wszystko na tej płycie jest wręcz do bólu średnie i nijakie. Gdybym umiał w instrumenty, potrafiłbym takie materiały nagrywać średnio raz w  miesiącu, zakładając oczywiście, że miałbym też do tego cierpliwość.  Jeżeli ktoś lubuje się w takiej stylistyce, to być może wykopie tu jakiś bursztyn w tonie piaskowej nijakości, jednak dla mnie obcowanie z tą płytą uważam za stratę czasu. Nie no, kurwa, ostatni numer rozpoczyna się pitoleniem na gitarze akustycznej. Jak by mi kto przy ognisku zaczął tak pitolić to by dostał rozżarzonym drwem prosto w krzywy ryj. Jeszcze rzut oka na okładkę i foto zespołu. Las. No kurwa, jakże by inaczej. I to przy jakimś pastwisku z krowimi plackami. I mordy wymalowane tak samo nijako jak brzmią dźwięki z Ruckzug coś tam coś tam. Jak kiedyś będę w Austrii, to liczę na godzinkę darmowej rozrywki w jakimś pubie albo choćby w wesołym miasteczku, bo straconych nerwów nikt mi nie zwróci. Leśny black kurwa metal… Las jest od zbierania grzybów, poziomek, Jerzyn albo ruchania się na mchu a nie od zapierdalania z mordą poplamioną od pasty do butów. Do kibla z tym. 

- jesusatan
 AOP Records 2018




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.