Ellende
"Rückzug in die Innerlichkeit"
"Rückzug in die Innerlichkeit"
Sam się
sobie czasem dziwię i zrozumieć nie potrafię. Tyle jest świetnych płyt do
słuchania, wiele z nich na tyle wymagających, że dopiero po dziesięciokrotnym
przesłuchaniu zaczynają odsłaniać pełnię swoich barw. A ja, mimo iż wciąż
narzekam, że nie mam kiedy każdej z nich poświęcić czasu jej należnego,
zabrałem się dziś za Austriacki Ellende i ich drugi pełny materiał zatytułowany
„Rückzug in die Innerlichkeit”. Nie był
to wybór uwarunkowany czymkolwiek, ot taki randomowy strzał w katalog z
promówkami. Materiał rodaków najbardziej znanego w historii świata Adolfa to 27
minut atmosferycznego black metalu (kurwa, już samo to określenie wywołuje u
mnie mdłości). Cztery kawałki ciągną się w średnim tempie jak flaki z olejem,
podsycając moje zdegustowanie a to motywem klawiszowym, a to smętnie zawodzącymi
skrzypeczkami. Wszystko to jest tak jednostajne i nijakie, że wspomniane pół
godziny ciągnie się jak serial peruwiański. Wokalista skrzeczy równie
jednowymiarowo, choć prawdę przyznawszy, nie jest to głos najgorszy jaki w
życiu słyszałem, po prostu przeciętny blackowy wrzask. Zresztą wszystko na tej
płycie jest wręcz do bólu średnie i nijakie. Gdybym umiał w instrumenty,
potrafiłbym takie materiały nagrywać średnio raz w miesiącu, zakładając oczywiście, że miałbym
też do tego cierpliwość. Jeżeli ktoś
lubuje się w takiej stylistyce, to być może wykopie tu jakiś bursztyn w tonie
piaskowej nijakości, jednak dla mnie obcowanie z tą płytą uważam za stratę
czasu. Nie no, kurwa, ostatni numer rozpoczyna się pitoleniem na gitarze
akustycznej. Jak by mi kto przy ognisku zaczął tak pitolić to by dostał
rozżarzonym drwem prosto w krzywy ryj. Jeszcze rzut oka na okładkę i foto
zespołu. Las. No kurwa, jakże by inaczej. I to przy jakimś pastwisku z krowimi
plackami. I mordy wymalowane tak samo nijako jak brzmią dźwięki z Ruckzug coś
tam coś tam. Jak kiedyś będę w Austrii, to liczę na godzinkę darmowej rozrywki
w jakimś pubie albo choćby w wesołym miasteczku, bo straconych nerwów nikt mi
nie zwróci. Leśny black kurwa metal… Las jest od zbierania grzybów, poziomek,
Jerzyn albo ruchania się na mchu a nie od zapierdalania z mordą poplamioną od
pasty do butów. Do kibla z tym.
- jesusatan
AOP Records 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.