piątek, 2 listopada 2018

Recenzja Throneum "The Tight Deathrope Act Over Rubicon"


 Throneum
"The Tight Deathrope Act Over Rubicon"


Throneum to według mnie jeden z najbardziej niedocenianych polskich zespołów ever. Istnieją już niby prawie 20 lat, a nadal ich nazwa na plakacie promującym koncert czy fest nie wywołuje u większości czcicieli śmierć metalu jakiegoś większego wzwodu. Takie mam przynajmniej wrażenie kiedy gadam z ziomkami na dzielni czy przez Interneta. No cóż, każdy ma swój gust, dla mnie ekipa Tomasza to diabły w czystej postaci, definicja sonicznego zła i przede wszystkim wyjebania na wszystko co modne. Ten zespół nigdy nie oglądał się na trendy, nie bawił się w upiększanie muzyki celem zwabienia ku sobie większej liczby potencjalnych odbiorców. Zawsze nakurwiali swoje, śpiewając przy tym hymny ku chwale rogatego i, jak ja, mieli opinie wszystkich postronnych w dupie. Może właśnie dlatego aż tak bardzo zżyłem się z tym bandem, mamy po prostu podobne podejście zarówno do muzyki jak i jej odbioru. Po genialnej według mnie poprzedniej dużej płycie, zastanawiałem się, czy nowy materiał sprosta moim oczekiwaniom. Miałem nadzieję, że zrobi na mnie przynajmniej podobne wrażenie. A im wyższe oczekiwanie, tym łatwiej o wzwód, wróć, zawód. To co Wielki Kat i załoga zapodali na tegorocznym pełniaku to już jest jednak przegięcie pały. Zacznę może od brzmienia. Jest ono tak samo chujowe (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) co na poprzedniczce. Nagrane w jakiejś obskurnej kanciapie, którą Tomasz nazywa dużym pokojem czy jakoś tak. No centralnie w piwnicy, i to naprawdę słychać. Napierdalanie w bębny jest tak chamskie i prymitywne, jak tylko być może. Nie znaczy, że dziecinne, wręcz przeciwnie. Idealnie pasuje do tego wulgarnego stylu z jakiego Throneum słynie. Na „The Tight Rope…” chłopaki jednak tak mocno rozwinęli tenj styl, że podejrzewam, iż niektórzy zaczną kręcić nosem, iż to już nie ten sam zespół. Bo owszem, wpływów różnorodnych na tym albumie jest co niemiara. Znajdziemy tu, poza typowo Throneumowymi patentami, fragmenty doom, thrash, black, death i chujwie metalowe. Każdy kawałem jest maksymalnie ubogacony, w każdym tak wiele się dzieje, że człowiek czasem głupieje i nie wie o co kaman. Jednak to wszystko tak idealnie ze sobą współgra, że po dłuższym obcowaniu z tym albumem (ja go słucham regularnie już kilka miesięcy) nie sposób się z nim nie zżyć do tego stopnia, że staje się on częścią duszy słuchacza. I co najciekawsze, zazwyczaj mam tak w przypadku płyt mocno technicznych i zakręconych, gdzie dysonans goni dysonans, wtedy ogarnięcie całości to kwestia mnogości odsłuchów. Tutaj mamy teoretycznie do czynienia z muzyką nadal prostą, taką jaką Throneum zawsze wypluwało, jednak te wszystkie smaczki, których jest tu od chuja i zajebania, sprawiają, że pełne zrozumienie tej prostoty kosztuje wiele wieczorów. Kto jednak jest w stanie wkleić się w te brzmienia, ten omawianą tu płytę pokocha bezgranicznie. Albo ją totalnie oszcza.  Bo nie sposób podejść do „The Tight Rope…” w inny sposób – Kochaj albo znienawidź. Ja kocham bezgranicznie i powtórzę to, co mówiłem już kilka miechów temu : nie będzie w tym roku lepszej płyty na polskim podwórku, mimo iż konkurencja jest silna i nie śpi. Dla mnie mistrzostwo.


- jesusatan
 

Hells Headbangers Records 2018




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.