Throneum
"The Tight Deathrope Act Over Rubicon"
Throneum to
według mnie jeden z najbardziej niedocenianych polskich zespołów ever. Istnieją
już niby prawie 20 lat, a nadal ich nazwa na plakacie promującym koncert czy
fest nie wywołuje u większości czcicieli śmierć metalu jakiegoś większego
wzwodu. Takie mam przynajmniej wrażenie kiedy gadam z ziomkami na dzielni czy
przez Interneta. No cóż, każdy ma swój gust, dla mnie ekipa Tomasza to diabły w
czystej postaci, definicja sonicznego zła i przede wszystkim wyjebania na
wszystko co modne. Ten zespół nigdy nie oglądał się na trendy, nie bawił się w
upiększanie muzyki celem zwabienia ku sobie większej liczby potencjalnych
odbiorców. Zawsze nakurwiali swoje, śpiewając przy tym hymny ku chwale rogatego
i, jak ja, mieli opinie wszystkich postronnych w dupie. Może właśnie dlatego aż
tak bardzo zżyłem się z tym bandem, mamy po prostu podobne podejście zarówno do
muzyki jak i jej odbioru. Po genialnej według mnie poprzedniej dużej płycie,
zastanawiałem się, czy nowy materiał sprosta moim oczekiwaniom. Miałem
nadzieję, że zrobi na mnie przynajmniej podobne wrażenie. A im wyższe
oczekiwanie, tym łatwiej o wzwód, wróć, zawód. To co Wielki Kat i załoga
zapodali na tegorocznym pełniaku to już jest jednak przegięcie pały. Zacznę
może od brzmienia. Jest ono tak samo chujowe (w pozytywnym tego słowa
znaczeniu) co na poprzedniczce. Nagrane w jakiejś obskurnej kanciapie, którą
Tomasz nazywa dużym pokojem czy jakoś tak. No centralnie w piwnicy, i to
naprawdę słychać. Napierdalanie w bębny jest tak chamskie i prymitywne, jak
tylko być może. Nie znaczy, że dziecinne, wręcz przeciwnie. Idealnie pasuje do
tego wulgarnego stylu z jakiego Throneum słynie. Na „The Tight Rope…” chłopaki
jednak tak mocno rozwinęli tenj styl, że podejrzewam, iż niektórzy zaczną
kręcić nosem, iż to już nie ten sam zespół. Bo owszem, wpływów różnorodnych na
tym albumie jest co niemiara. Znajdziemy tu, poza typowo Throneumowymi
patentami, fragmenty doom, thrash, black, death i chujwie metalowe. Każdy
kawałem jest maksymalnie ubogacony, w każdym tak wiele się dzieje, że człowiek
czasem głupieje i nie wie o co kaman. Jednak to wszystko tak idealnie ze sobą
współgra, że po dłuższym obcowaniu z tym albumem (ja go słucham regularnie już
kilka miesięcy) nie sposób się z nim nie zżyć do tego stopnia, że staje się on
częścią duszy słuchacza. I co najciekawsze, zazwyczaj mam tak w przypadku płyt
mocno technicznych i zakręconych, gdzie dysonans goni dysonans, wtedy
ogarnięcie całości to kwestia mnogości odsłuchów. Tutaj mamy teoretycznie do
czynienia z muzyką nadal prostą, taką jaką Throneum zawsze wypluwało, jednak te
wszystkie smaczki, których jest tu od chuja i zajebania, sprawiają, że pełne
zrozumienie tej prostoty kosztuje wiele wieczorów. Kto jednak jest w stanie
wkleić się w te brzmienia, ten omawianą tu płytę pokocha bezgranicznie. Albo ją
totalnie oszcza. Bo nie sposób podejść
do „The Tight Rope…” w inny sposób – Kochaj albo znienawidź. Ja kocham
bezgranicznie i powtórzę to, co mówiłem już kilka miechów temu : nie będzie w
tym roku lepszej płyty na polskim podwórku, mimo iż konkurencja jest silna i
nie śpi. Dla mnie mistrzostwo.
- jesusatan
Hells
Headbangers Records 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.