sobota, 29 grudnia 2018

Recenzja ARAGON „Call of the Beast”



ARAGON
„Call of the Beast”
Putrid Cult 2018
 

Muzyka, jaką wykonuje na swoim drugim albumie krakowski Aragon to środkowy palec wytknięty w stronę dopieszczonych, sterylnych, bezdusznych, tygodniami poprawianych produkcji dla grzecznie uczesanych nastolatków, którym wydaje się, że są bezgranicznie źli. To ochłap cuchnącego zgnilizną ścierwa. To bestialski strzał prosto w ryj, który łamie żuchwę, a wszystkie zęby wychodzą po takim jebnięciu na spacer w towarzystwie bryzgającej na boki, ciepłej krwi. Nie uświadczysz tu żadnego intra, outra, czy innych popierdółek, ta płyta to od początku bezkompromisowy rozpierdol bezceremonialnie rozrywający na strzępy. Black Metal wykonywany przez ten zespół oparty jest na prostych, gęstych, chropowatych niczym gruboziarnisty papier ścierny, jadowitych riffach, miażdżącej, siejącej totalną zagładę sekcji i bluźnierczym, plującym żółcią wokalu. Nic wyszukanego, skomplikowanego, czy też broń mnie Panie Szatanie nowatorskiego. Ta przepełniona okrucieństwem i pierwotną agresją prostota jest właśnie największą siłą tego materiału. Każdy z ośmiu zawartych tu wałków poniewiera niemiłosiernie. Piwniczne, przesiąknięte wonią zatęchłej krypty, zapleśniałe brzmienie podkreśla moc i brutalną siłę drzemiącą w tych kompozycjach. Ten materiał choćby ze względu na wspomniane wyżej brzmienie, jak i swą bezkompromisowość znajdzie zapewne tyle samo zwolenników, co i przeciwników. Nie będzie z pewnością niezdecydowanych, tę produkcję się pokocha albo znienawidzi, innej opcji nie ma.  Mnie osobiście „Call of the Beast” jak na razie nie przekonał (jestem zatem po stronie nienawidzących), choć, prawdę mówiąc, z każdym kolejnym przesłuchaniem wciąga mnie coraz bardziej w swój obskurny, przesiąknięty wonią rozkładu świat. Może się zatem zdarzyć, że za dwa tygodnie będę totalnie osrany najnowszą produkcją Aragon i będę błagał muzyków zespołu o wybaczenie i pokutną chłostę (przechodząc tym samym do obozu kochających). Mimo że jak już wspomniałem, ten album do mnie nie trafia, to chylę czoła przed tym duetem za koncepcyjną czystość, wulgarną, prymitywną agresję i niepohamowaną żądzę niszczenia, jaka emanuje z tej cuchnącej siarą, odchodami i nasieniem Diabła płyty.
                                                                                                                  Hatzamoth             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.