Krukh
I, Voidhanger Records 2019
Kruk(h) jest czarny. Chyba, że albinos. Czego
zatem można spodziewać się po tworze nazwanym jego imieniem? Tym bardziej,
jeżeli założycielem owego jest nijaki Marko Soroka (kurwa, jakie bogactwo
ptactwa my tu dziś mamy) znany choćby z
Tchornobog, skądinąd bardzo niedocenianego zespołu. Otóż wspomniany Marko był spotkał
się na emigracji w Jułesewej z innym obywatelem kraju postUSSRowego,
dokoptowali sobie do sekcji rytmicznej pałkera mającego epizody w Disma czy
Funebrarum i nagrali sobie debiucik dla I, Voidhanger Records. I co to za
dźwięki panowie sobie ponagrywali? Otóż panowie i panie, nagrali sobie około 35
minut klimatycznego blackmetalu. Słowa klimatyczny nie należy tu absolutnie
rozważać w kontekście zbędnego pitolenia i opowiadania o czarownicach, gdyż
słowo to niejedno ma imię. W przypadku Kruka znaczy ono tyle, co wciągające po
szyję bagno, kuszące na początku swoją niewinnością, by zaraz potem powolutku
wessać w siebie (no już już!) wszystko czym jesteśmy. Domyślić się można zatem,
iż rzecz dzieje się pomalutku, z nielicznymi tylko zwiększeniami tempa. Owo
bagno gada do nas niskim, krzyczanym tonem, po ichniemu, a jakże. Choć szczerze
mówiąc, gdybym nie wiedział, że teksty są po Ukraińsku, to bym się nie
zorientował, więc co bardziej uprzedzeni mogą się czuć bezpiecznie. Muzycznie
natomiast buja nas ta muzyka, wprowadza w trans, wślizguje się poprzez uszy do
naszych zwojów mózgowych i nie daje spokoju. Melodie zawarte na „Безглуздість!” są nienachlane, nie uderzają od
razu, one czekają żeby wbić w nie nasz słuch, dopiero wówczas sprawiają, iż
stajemy się ich niewolnikami. Chwilami
deszcz pada na nasze nagie, pogrążające się w mule ciało i wówczas czujemy się
kompletnie bezbronni. Są też momenty, gdy uderza piorun, jednak jego melodia
pięknie topnieje w naszych uszach. Z każdym odsłuchem ten materiał zyskuje na
słuchalności. Serpentyny dźwięków zjadają nas od środka, niczym ukryty pasożyt.
Gdybym miał przyrównać muzykę Krukh do czegokolwiek, to przychodzą mi na myśl
lekkie skojarzenia ze sceną islandzką, choć też nie do końca. Jest to twór,
który ma swoje własne imię. Imię, które każdy powinien poznać. Imię, którego
brzmieniem niewielu fanów blackmetalu będzie rozczarowanych.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.