„Depravity Ordained”
Memento Mori 2019
Pochodzący
z Melbourne Vile Apparition to młoda formacja, założona w 2017 roku przez byłych muzyków, bądź co bądź dobrego, death/thrashowego
Sewercide. Jakieś więc doświadczenie muzyczne Ci grajkowie mają.
Formacja zwróciła moją uwagę czteroutworową demówką „Atrocius Captivity”
wydaną w 2017 roku. Niby była to kolejna kapela grająca wariacje na
temat wczesnego Cannibal Corpse, a jednak było w ich muzyce coś, co
przyciągało mnie do nich jak magnes – jakiś nieuchwytny feeling, o który
tak ciężko wśród współczesnych artystów deathmetalowych. Po drodze grupa
zarejestrowała jeszcze 2 utwory na splicie z polskim Incinerator, a
teraz, za sprawą hiszpańskiej Memento Mori światło dzienne ma okazję
ujrzeć debiutancki długograj „Depravity Ordained”. Nie będę ukrywał, że
jest to dla mnie jeden z najbardziej wyczekiwanych krążków 2019 roku,
choćby z tego względu, że mało który młody artysta potrafi oddać ducha
lat świetności death metalu i uchwycić to clue, grać death metal, a nie
tylko go odtwarzać, pudrować. Vile Apparition do tych artystów należało i
– co potwierdza „Depravity Ordained” - nadal należy.
Wczesne
Cannibal Corpse podrasowane nieco deedsoffleshowymi obertasami z
wczesnego okresu działalności i szczyptą schuldinerowych odjazdów
(takich z okresu „Spiritual Healing”/”Human”) w wolniejszych fragmentach
– tak bym określił z grubsza to, co słyszymy na przestrzeni tych
dziewięciu premierowych kawałków. Nie ma tu żadnego odkrywania Ameryki,
przekraczania Rubikonu, nowomodnych wkrętów. Czysty oldschool i
doskonale odrobiona lekcja z lat 90ych. Solówki są zwięzłe, krótkie, ale
błyskotliwe. Jest cała plejada riffów, które doskonale bujają i
zapadają w pamięć, jest w końcu dobra praca sekcji rytmicznej, która
różnicuje tempo i ubarwia muzykę na tyle, aby nie tworzyła zbyt
jednorodnej i monotonnej masy. Jest i wokal, który łudząco przypomina
bulgoty Krzysia Barnesa z pierwszych płyt Kanibali.
Gdybym
miał na coś narzekać to byłoby to brzmienie. Gitary schowane są pod
zbyt mocno nagłośnionym werblem, skojarzenia z pierwszą Pyrexią byłyby
tu na miejscu. Nie zmienia to jednak faktu, że uważam debiut Vile
Apparition za wydawnictwo bardzo wartościowe. Dlaczego? Wystarczyło
puścić jakąkolwiek nowszą, inną deathmetalową płytę zaraz po
przesłuchaniu „Depravity Ordained”, aby poczuć jak bardzo jest to
utrzymane w duchu lat 90ych – od rytmiki, przez kompozycje, melodie,
rozłożenie akcentów. Pewnie 25 lat temu Vile Apparition byłoby solidnym
drugoligowcem, ale obecnie prawie nikt tak nie gra i takiego grania nie
czuje. Im się to udało i choćby dlatego warto dać szansę i poświęcić
kilka odsłuchów na ten matex. Dla miłośników klasycznego
death metalu jest to pozycja obowiązkowa, dla pozostałych pewnie co
najwyżej miły, ale wartościowy suplement.
Jako
bonus do najnowszego materiału zostało załączone całe demo „Atrocious
Captivity”, co niech będzie chociaż małym dowodem na to, że od początku
było w tym zespole coś ponadprzeciętnego i wartościowego. Kto ma uszy
ten doceni to wydawnictwo.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.