DEITUS
„Via Dolorosa”
I,
Voidhanger Records 2018
Raz na jakiś
czas trafia się płyta z gatunku klimatycznego Black Metalu, która potrafi mnie
dosłownie opętać swoją muzyką i sprawia, że bardzo długo nie potrafię się z nią
rozstać. Choć drugi album angielskiego Deitus wałkuję dopiero trzeci dzień,
wiem już, że najprawdopodobniej tak właśnie się stanie z tą płytką. „Via
Dolorosa” to bowiem doskonały materiał, który z każdym kolejnym przesłuchaniem
wciąga coraz głębiej, zabierając nas w podróż Drogą
Cierpienia. Śmiało można powiedzieć, że jest to produkcja łącząca stare z
nowym. Kręgosłupem muzycznym jest tu klasyczny Black Metal, z tym że jest to
Black ukierunkowany zdecydowanie bardziej w stronę Dissection, niż np. Mayhem,
choć i niewielkie odniesienia do muzyki Norwegów także można tu usłyszeć. W ten
tradycyjny rdzeń umiejętnie i z bardzo dużym wyczuciem wpleciono gitarowe
dysonanse, instrumentalne interludia i patenty zaczerpnięte z Heavy Metalowej
klasyki. Tak, tak, dobrze widzicie (słyszycie, czytacie – niepotrzebne
skreślić). Heavy Metalowe riffy stanowią integralną część tego materiału, a
rozbudowanych, przepięknie płynących solówek, jakie możemy tu usłyszeć nie
powstydziłby się żaden topowy zespół z nurtu Hard&Heavy. Poukładanie tych
klocków w jedną, spójną, uzupełniającą się całość świadczy o tym, że muzycy
Deitus poza typowo technicznymi umiejętnościami, które oczywiście są na bardzo
wysokim poziomie posiadają fenomenalną intuicję, muzyczną wyobraźnię i zmysł
twórczy. „Via Dolorosa” emanuje genialną atmosferą, gdzie skrajna nienawiść i
agresja miesza się z poczuciem bolesnego odrzucenia przy jednoczesnym zachowaniu
równowagi pomiędzy kontemplacją, ekspozycją i okazjonalnymi wybuchami bezsilnej
złości. Drugi album Deitus to jedna z niewielu płyt, które wg mnie powinny być
przynajmniej z 10-15 minut dłuższe. 33 minuty tak doskonałej muzyki to dla mnie
trochę za mało, choć z drugiej strony patrząc lepszy niedosyt, niż nadmiar.
Dużym atutem jest także produkcja tego materiału. Dźwięk jest przestrzenny, nie
ma jednak mowy o wysterylizowaniu tej muzyki. Cały czas obcujemy z ciężkim,
surowym i jadowitym soundem, który podkreśla walory zawartych tu kompozycji.
Kurwa, no dobrze robi mi ta płyta jak chuj, nie spodziewałem się tego po
Deitus. Przepraszam panowie, w akcie pokuty pójdę na kolanach do Częstochowy,
albo przejdę w Lednicy przez bramę rybę. Kończąc temat już całkiem poważnie,
„Via Dolorosa” to naprawdę płyta jak dla mnie doskonała, która z pewnością
znajdzie się na wysokiej pozycji w moim prywatnym podsumowaniu najlepszych
wydawnictw 2018 roku.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.