niedziela, 2 grudnia 2018

Recka Infernarium „Kadotuksten Harmonia”



Infernarium
„Kadotuksten Harmonia” 
Blood Harvest 2019



Przyznam się, że black metal od wielu lat traktuję nieco po macoszemu. Przynajmniej ten czysty, nie wchodzący w interakcję z metalem śmierci. Czasem jednak, a ostatnio takie zdarzenia mają miejsce coraz częściej, włączam jakąś płytę ze znaczkiem „metal black” i szczękę potem muszę z podłogi zbierać przez kilka dni. Tak właśnie było w przypadku fińskiego Infernarium. Bez jaj, włączyłem tę płytę tylko i wyłącznie dlatego, że jej tytuł skojarzył mi się z tungstenowymi wiertłami (mam nadzieję, że choć część z was kojarzy o czym rozmawiam). I okazało się, że muzyka zawarta na debiucie pochodzącego z Turku trio faktycznie potrafi wwiercić się w mój tępy łeb z siłą jebanego tungstenu, czymkolwiek on jest. Na „Kadutuksten Harmonia” otrzymujemy bowiem 40 minut tak lodowatego, czystego black metalu, że zapewne sam Lucyfer tańczy przy tych dźwiękach na samym dnie piekła. Wszystko zaczyna się mszą (nie)świętą po której bezlitosne, hipnotyzujące riffy zaczynają rozszarpywać naszą duszę na drobne kawałki. Poszczególne patenty gitarowe wbijają się w ciało niczym długie igły przeszywające na wylot, niby bezboleśnie, jednak sprawiając, że z każdą następną stajemy się coraz bardziej unieruchomieni i nie możemy się oderwać od dochodzących do naszych uszu chłodnych dźwięków. Wokalista niemiłosiernie drze ryja po fińsku i trzeba przyznać, że idealnie dostraja się barwą krzyku do mrożącej krew w żyłach atmosfery płyty. Czasem, dla zmyłki tylko, plunie przez ramię Celtic Frostowym „ugh!” lub zagrowluje niczym dziki zwierz, by zaraz potem rozpruwać nasze uszy ponownie black metalowym wrzaskiem przy którym nawet temperatura za oknem spada przynajmniej o 10 stopni. Bardzo podoba mi się produkcja tej płyty. O ile gitary są w miarę czyste i nieco wysunięte, perkusja brzmi nieco garażowo, zwłaszcza blachy, które chwilami zlewają się w jednostajny brzęk. I o to kurwa chodzi, odrobina niedbalstwa przy takiej muzyce zawsze pozytywnie wpływa na jej odbiór. Przynajmniej u mnie, bo jestem totalnym wrogiem wszelkiego rodzaju wypolerowanych produkcji. Zaprawdę powiadam wam, te 8 kawałków potrafi nieźle wbić się w łepetynę a pojawiające się chwilami niemal rockandrollowe patenty sprawią, że nie będziecie mogli usiedzieć przy tych melodiach bezczynnie. Co prawda premiera via Blood Harvest dopiero za jakieś 2 miesiące, jednak już dziś warto zapisać sobie nazwę Infernarium w kajeciku i pilnie wypatrywać płyty na horyzoncie. Chyba, że ktoś pragnie mrozu już dziś, zawsze można wejść na bancampa kapeli O ile się nie mylę, płyta jest udostępniona w całości. Idźcie, ofiara spełniona.


                                                                                           - jesusatan



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.