Infernarium
„Kadotuksten Harmonia”
Blood
Harvest 2019
Przyznam się, że black
metal od wielu lat traktuję nieco po macoszemu. Przynajmniej ten czysty, nie
wchodzący w interakcję z metalem śmierci. Czasem jednak, a ostatnio takie
zdarzenia mają miejsce coraz częściej, włączam jakąś płytę ze znaczkiem „metal
black” i szczękę potem muszę z podłogi zbierać przez kilka dni. Tak właśnie
było w przypadku fińskiego Infernarium. Bez jaj, włączyłem tę płytę tylko i
wyłącznie dlatego, że jej tytuł skojarzył mi się z tungstenowymi wiertłami (mam
nadzieję, że choć część z was kojarzy o czym rozmawiam). I okazało się, że
muzyka zawarta na debiucie pochodzącego z Turku trio faktycznie potrafi
wwiercić się w mój tępy łeb z siłą jebanego tungstenu, czymkolwiek on jest. Na
„Kadutuksten Harmonia” otrzymujemy bowiem 40 minut tak lodowatego, czystego
black metalu, że zapewne sam Lucyfer tańczy przy tych dźwiękach na samym dnie
piekła. Wszystko zaczyna się mszą (nie)świętą po której bezlitosne,
hipnotyzujące riffy zaczynają rozszarpywać naszą duszę na drobne kawałki.
Poszczególne patenty gitarowe wbijają się w ciało niczym długie igły
przeszywające na wylot, niby bezboleśnie, jednak sprawiając, że z każdą
następną stajemy się coraz bardziej unieruchomieni i nie możemy się oderwać od
dochodzących do naszych uszu chłodnych dźwięków. Wokalista niemiłosiernie drze
ryja po fińsku i trzeba przyznać, że idealnie dostraja się barwą krzyku do
mrożącej krew w żyłach atmosfery płyty. Czasem, dla zmyłki tylko, plunie przez
ramię Celtic Frostowym „ugh!” lub zagrowluje niczym dziki zwierz, by zaraz
potem rozpruwać nasze uszy ponownie black metalowym wrzaskiem przy którym nawet
temperatura za oknem spada przynajmniej o 10 stopni. Bardzo podoba mi się
produkcja tej płyty. O ile gitary są w miarę czyste i nieco wysunięte, perkusja
brzmi nieco garażowo, zwłaszcza blachy, które chwilami zlewają się w
jednostajny brzęk. I o to kurwa chodzi, odrobina niedbalstwa przy takiej muzyce
zawsze pozytywnie wpływa na jej odbiór. Przynajmniej u mnie, bo jestem totalnym
wrogiem wszelkiego rodzaju wypolerowanych produkcji. Zaprawdę powiadam wam, te
8 kawałków potrafi nieźle wbić się w łepetynę a pojawiające się chwilami niemal
rockandrollowe patenty sprawią, że nie będziecie mogli usiedzieć przy tych melodiach
bezczynnie. Co prawda premiera via Blood Harvest dopiero za jakieś 2 miesiące,
jednak już dziś warto zapisać sobie nazwę Infernarium w kajeciku i pilnie
wypatrywać płyty na horyzoncie. Chyba, że ktoś pragnie mrozu już dziś, zawsze można
wejść na bancampa kapeli O ile się nie mylę, płyta jest udostępniona w całości.
Idźcie, ofiara spełniona.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.