wtorek, 17 września 2019

Recenzja POSTHUM „Like Wildfire”


POSTHUM
„Like Wildfire”
Indie Recordings 2019


Nie do końca trawię takie wynalazki, więc i ta płyta nie cisnęła mną o glebę (i bardzo dobrze, bo mam już swój wiek i ciężko byłoby mi pozbierać swoje zwłoki z podłoża),ale muszę uczciwe przyznać, że Norweski Posthum i ich czwarty album długogrający to doskonały przykład na to, jak przy jednoczesnym zachowaniu Black Metalowych kanonów można stworzyć coś nieco odmiennego, z własnym charakterem. Na „Like…” wyraźnie słychać, iż zachowana jest ogólna konwencja gatunku, ale jednocześnie pozostawiono tu sporo miejsca na pewne wariacje. Wspomniane wyżej przekształcenia najwyraźniej słyszalne są na tej płycie w pracy wioseł. Gitary tworzą tu ciekawe tekstury dźwiękowe. Klasyczne Black Metalowe struktury przenikają się i asymilują z bardziej klimatycznymi riffami (powtarzanymi nieraz niczym mantra) rodem z Post-Black’u, czy eterycznymi, dyskretnymi zagrywkami charakterystycznymi dla klasycznie Rock’owego grania. Znalazło się tu także miejsce na kilka chwil w tematach progresywnych, ale bez przeginania fujary, czy nadmiernego męczenia buły. Bardzo dobrą robotę robi także sekcja rytmiczna. Nie wychyla się jakoś specjalnie przed szereg, ale gdy wymaga tego sytuacja, potrafi dać o sobie znać i konkretnie przyłożyć, by po chwili zagrać delikatniej i bardziej technicznie. Wokal także umiejętnie operuje agresywną formą wyrazu, ale nie przesadza z ekstremą, kontrolując raczej i umiejętnie dawkując porcje jadu wlewane do tych dźwięków. Ważną rolę odgrywają tu także: głęboko osadzony i używany z wielkim wyczuciem parapet, odrobina akustycznie brzmiących wioseł, czy proste, ale na swój sposób ekscentryczne dźwięki fortepianu w początkowej fazie „UnicornSlaughterhouse” Wszystko to tworzy lekko melancholijny klimat skłaniający do zadumy i głębszych przemyśleń. Nie jest to na pewno płyta na jedno podejście. Trzeba ją odrobinę mocniej spenetrować, aby odkryć wszystkie jej intrygujące zakamarki. Nowoczesne, pełne, organiczne brzmienie sprawia, że ta muza swobodnie płynie, bezboleśnie penetrując zwoje mózgowe. Wszyscy, którzy lubią takie hybrydowe projekty muzyczne propozycjąPosthumbędą zapewne zachwyceni. Mnie on jakoś specjalnie nie oczarował, jednak mimo to, uważam, że to na swój sposób dosyć ciekawy materiał, który warto sprawdzić.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.