Beheaded Saints
„First Beheading”
Dark
Recollections Productions 2019
Południowoamerykańskie
granie jest wyjątkowo bliskie memu sercu od czasów, gdy zakochałem się
bezgranicznie w debiutanckim albumie Sarcofago. Ta miłość nadal nie rdzewieje i
mocno mnie ściska w serduchu, gdy mogę czasem wyłapać jakąś perełkę z landu
Amazonki. Taką możliwość przydarzyła się całkiem przypadkowo. Robiąc wywiad z
peruwiańskim Morbosatan, przewinęła się w rozmowie nazwa Beheaded Saints.
Zakupiłem zatem w ciemno jedną z ostatnich kopii demówki tego bandu, włączyłem i…
zostałem nią niczym banita rzucony na kolana przed oblicze króla. „First
Beheading” to, w wersji CD, nieco ponad dwadzieścia trzy minuty czystego, staroszkolnego
do bólu, zagranego w charakterystyczny dla wspomnianego powyżej kontynentu
metalu. Tak, po prostu metalu, bez żadnej konkretnej kategoryzacji, gdyż nawet
średnio rozgarnięty słuchacz doszuka się tu elementów thrash, death, black
metalowych a nawet innych, wykraczających poza te gatunki. Ja w „Sadistic
Nightmare” doszukałem się na przykład
wręcz podobieństw do utworu Ministry „Hero”, choć to zapewne zupełnie
przypadkowe skojarzenie. Wystarczy więc powiedzieć, iż muzyka Beheaded Saints
to solidny wpierdol. Chłopaki z Limy czerpią pełnymi garściami ze starych
klasyków takich jak Venom czy wczesny Sodom, grają to co im w duszy dudni
podkręcając jedynie tempo utworów w porównaniu do pierwowzorów. Nie, nie są to
może tempa na miarę Slaughtbbath, aczkolwiek skojarzenia z tym zespołem także
przeszły mi przez głowę. Każdy z ośmiu zawartych na dysku utworów to czysty
hołd dla epoki, w której metal był zły, obrzydliwy i odrażający. Każdy z nich naszpikowany
jest ostrymi niczym świeżo naostrzona brzytwa riffami i popierdolonymi,
szalonymi solówkami niczym dobra kasza skwarkami. Dosłownie każdy z nich to bankowy koncertowy
hicior , przy którym nieruchomo stać będą jedynie dzieci do lat sześciu i tępe
pizdy słuchające Batushki. Ponadto totalnie rozpierdala mnie produkcja tego
demo. Zwłaszcza beczki brzmią tak pięknie głęboko, iż mógłbym wystawić ich ton
w galerii metalu jako przykład starego, piwnicznego ideału. Kurwa, ten materiał
jest tak nośny, że przesłuchałem go dziś z piętnaście razy, nauczyłem się go na
pamięć a jutro dzień i tak rozpocznę od „First Beheading”. Wiedząc jak ciężko
kapelom z Peru wybić się na świat, absolutnie podziwiam zapał tych kilku
popaprańców, gdyż poza Beheaded Saints grają od lat w kilku innych mniej lub
bardziej znanych w podziemiu zespołach. Ich serce pompuje żywą stal zamiast
krwi i to się w tej muzyce czuje. Zainteresujcie się tym zespołem, bo w chuj
warto. A ja osobiście mam nadzieję, że na debiutancki album nie będę musiał
czekać zbyt długo.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.