wtorek, 17 września 2019

Recenzja WIDOWER „Cataclysmic Sorcery”


WIDOWER
„Cataclysmic Sorcery”
Black Market Metal Label 2019

Długie osiem lat czekali Amerykanie na swój pierwszy album długogrający. Nie będę wnikał dlaczego? Tak widocznie miało być i kutas. Pierwszy, plugawy bękart spłodzony przez tę hordę to płyta, która bezlitośnie chłoszcze nasze dupska i zadaje celne ciosy w szczękę, po których zęby wychodzą na spacer z głuchym trzaskiem. Chłopaki nie pierdolą się w tańcu, tylko rżną, ile fabryka dała oparty na kanonach gatunki Thrash/Black Metal aż drzazgi lecą. Wzorce rytmiczne charakterystyczne dla Bay Area doskonale łączą się w tym piekielnym kotle z bluźnierczymi, dzikimi, tnącymi głęboko riffami, kąsającymi dotkliwie solówkami, wyrazistym rwącym wnętrzności basem i chamskim, agresywnym, jadowitym wokalem. Twórczość zespołu umieściłbym gdzieś na przecięciu wpływów Slayer, old Kreator, Destruction, Dark Angel, Aura Noir, czy Absu z lekkim muśnięciem Bathory. Grube, soczyste, drapieżne, przestrzenne brzmienie sprawia, że wałki z tej produkcji zamiatają konkretnie, sieją śmierć i zniszczenie. Słucha się tego wręcz wybornie, a na żywca te utwory muszą po prostu miażdżyć, innej opcji kurwa nie widzę! Wszedł mi ten materiał jak waciak w pipę, naprawdę bardzo dobra płyta. Czekam zatem z ciekawością na kolejny, bezlitosny  wpierdol ze strony Wdowca.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.