Apocalyptic
Raids
„The
Pentagram”
Hells
Heanbangers 2019
Kurwa, ci kolesie jeszcze istnieją? Nie, żeby to
były jakieś dinozaury, jednak biorąc pod uwagę, iż ostatnim ich albumem, który
do mnie dotarł pocztą pantoflową był wydany w 2003 roku „The Return of Satanic
Rites” oraz rozpatrując muzykę jaką się wówczas parali, myślałem iż dawno
poszli do piachu. A tutaj taka niespodzianka, bardzo miła należy nadmienić. Co
prawda piąty album tych panów został wydany w zeszłym roku przez ich rodzimą Hell Music, jednak niezawodna
Hells Headbangers na szczęście nie pozwoliła, by ten materiał przeszedł bez
odpowiedniego echa. Powiem szczerze, że podziwiam upór z jakim Apocalyptic
Raids przez tyle lat stara się by duch Hellhammer był nadal obecny na scenie.
Muzyka tworzona przez Brazylijczyków z Rio de Janeiro jest bowiem totalnym
worshipem dla Szwajcarów. Samo brzmienie „The Pentagram” sprawia, iż
zastanawiam się, czy oni się aby nie wjebali kiedyś do kanciapy Warriora i
spółki i nie nagrali po kryjomu tych dziewięciu numerów. Numerów będących
kwintesencją black metalu z czasów, kiedy o black metalu w zasadzie nikt
jeszcze nie słyszał. Wszystko brzmi tutaj totalnie staroszkolnie, chwilami
wręcz prymitywnie. Kawałki oparte są na banalnych patentach z jakże
charakterystycznymi dla Hellhammer melodiami, obowiązkowym „ugh!” i manierą
wokalną do bólu przypominającą Fishera. Nawet tytuły poszczególnych utworów
nawiązują silnie do mistrzów gatunku. I gdyby to było na tyle, to bez straty
można by stwierdzić, iż takich zespołów jest przynajmniej kilka. Jednak
Apocalyptic Raids mają jeszcze to coś. Ten, niewielki bo niewielki, ale
pierwiastek czegoś własnego. Coś, co sprawia, iż nie można ich nazwać kalką
totalną. Dla takiego starego wygi jak ja ten materiał to miód na uszy. Jak
bardzo wkręcił mi się w głowę niech świadczy fakt, iż wracając z poczty,
oczywiście okrężną drogą, słuchając „The Pentargam” zapomniałem nawet zapalić. I
nie ma się tutaj nad czym zbytnio rozpływać, gdyż wspomniany fakt będzie
zapewne odpowiednią rekomendacją dla każdego, komu podobna muza dudni w sercu
tak samo jak mi. Nowy album Brazylijczyków to żadna finezja, jednak dla wielu
będzie stanowił radochę nieporównywalnie większą, niż słuchanie „Cold Lake” czy
tego eksperymentalnego gówna z grodzaju „uh baby, yes baby, fick mein arsch!”.
Bardzo dobra rzecz.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.