Graveyard
"Hold Back the Dawn"
War
Anthem Records 2019
Graveyard
to taki zespół, który z każdym następnym wydawnictwem spadał u mnie w osobistym
rankingu coraz niżej. Po świetnym debiucie nagrali całkiem solidny "The
Sea Grave", który jednak był nieco powielaniem pomysłów z "One With
the Dead". Dlatego też wydaną trzy lata temu trójkę jedynie liznąłem i
właściwie o zespole byłem w stanie zapomnieć. Do "Hold Back the Dawn"
podszedłem tylko dlatego, że zdecydowałem się wybrać na koncert do Łodzi za
kilka dni, gdzie autorzy wspomnianych powyżej płyt będą mieli okazję
zaprezentować się na żywo. Byłem przekonany, że po szybkim odsłuchu będę mógł z
nieczystym sumieniem odfajkować najnowszy materiał Hiszpanów jako sprawdzony. No
i okazało się, że chłopaki zrobili mi niezłe kuku. Najwyraźniej sami
stwierdzili, iż stosowana przez nich wcześniej formuła się wyczerpała i jeśli
nadal chcą zyskiwać zainteresowanie należy ją nieco odświeżyć. Nowy, zamykający
się w czterdziestu siedmiu minutach album to nie tylko i wyłącznie granie na
szwedzką mogiłę. Przekonał mnie o tym już otwierający płytę "Swarm of
Flies" w którym dosłownie rozgniótł mnie ciężki, brytyjski, Bolt Throwerowy
riff. Jeszcze ciekawiej zrobiło się w następnym utworze, gdy pod koniec uderzył mnie
niczym grom z jasnego nieba motyw klawiszowy kojarzący mi się bezpośrednio z
"Devoted To God" Phlebotomized. Tego typu niespodzianek na czwartym
albumie Graveyard jest zdecydowanie więcej. Sztokholmskie granie co prawda nadal
jest tu obecne, jednak idealnie wymieszane z wyspiarskim ciężarem oraz fińskimi
melodiami podsycanymi posępnym klawiszowym tłem. O tak, bardzo dużo na tej płycie
wczesnego Amorphis, czego apogeum najdobitniej słyszalne jest w kończącym
"Hold Back the Dawn" utworze "Madre De La Noche", brzmiącym
niemal jak odrzut z "Tales From the Thousand Lakes". Całość została
ubrana w nieprzyzwoicie masywne brzmienie mogące powalić młodego słonia, czyli standardy
klasyki lat dziewięćdziesiątych zostały tutaj utrzymane. Wszystkie instrumenty
są doskonale słyszalne, jednak zarazem organiczne niczym kompost u mojego dziadka w
ogródku. Cholera, nigdy w życiu bym sie nie spodziewał, że Graveyard jeszcze
nagra tak dobrą, zróżnicowaną i niesamowicie ciekawą płytę. W zasadzie znajduję
na niej wszystko, czego oczekuję od klasycznego deathmetalowego albumu. Zaraz
napiszę do pewnego krajowego wydawcy, by mi odłożył kopię, bo zdecydowanie
warto się w ten materiał zaopatrzyć. Każdemu kto postawił na Hiszpanach
odwrócony krzyżyk polecam sprawdzić te osiem numerów, bo gwarantuję, że wasza
reakcja będzie podobna. Kurwa, no jestem autentycznie zaskoczony. Nie
wiem, czy nie jest to najlepsza płyta tego zespołu.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.