niedziela, 6 października 2019

Recenzja Ahret Dev "Hellish"


Ahret Dev

"Hellish"

Godz Ov War 2019
 Będzie krótko i na temat, bo sprawa jest nad wyraz oczywista. Tego typu wydawnictwa świadczą bowiem o klasie samego wydawcy. Ahret Dev to zespół z Radomia aktywny na krajowej scenie w latach dziewięćdziesiątych. Chłopaki nagrali dwie demówki oraz pełną płytę. Materiał zespołu był co prawda wznawiany wcześniej przez Dywizję Kot Ryłkołaka, jednak dziś dzięki GoW ukazuje się w pełnej krasie. Na dwóch krążkach mamy bowiem zawarte wszystkie nagrania, jakie zarejestrowali Radomianie. Pierwszy z nich to debiutancki album "Hellish", niecałe pół godziny death metalu na światowym poziomie. Osiem kawałków silnie nawiązuje do klasycznego grania zza wielkiej wody. Skojarzenia z Deicide są w tym przypadku nieuniknione. Biorąc pod uwagę brzmienie materiału, może on się bardziej bezpośrednio kojarzyć z rodzimym Hate z wczesnego okresu lub też chwilami z Devilyn. Brutalne przytupańce wzbogacane bardziej technicznymi fragmentami, podkręcane przez nienaganną pracę sekcji rytmicznej oraz Vaderowe solówki stawiają ten materiał na równi z klasykami polskiej sceny z tamtego okresu. "Hellish" kopie poniżej pleców z niesamowitą mocą i tylko żal dupę ściska, że chłopakom nie starczyło determinacji, by pociągnąć ten wózek dalej. Mogło bowiem z tego grania być coś naprawdę światowego. Na drugim dysku zawarte zostały wcześniejsze nagrania zespołu, czyli dwa dema i reh. Nietrudno się domyśleć, że brzmią one nieco prymitywniej i bardziej ubogo niż debiut, jednak absolutnie nie odstają poziomem od "Hellish" Wręcz przeciwnie. Będąc maniakiem prostego dźwięku ten materiał jest dla mnie nieprzyzwoicie wręcz podniecającym połechtaniem. Tym bardziej, że nie poznałem tych nagrań w czasie kiedy zostały wydane. Powodów teraz nie pomnę. Te siedemnaście utworów jeszcze wyraźniej obrazuje korzenie i inspiracje kapeli i ich fascynacje Florydą. Najdobitniejszym przykładem jest "Hydra", utwór oparty bezpośrednio na "Trifixion" Deicide. Jest to materiał świetnie obrazujący kondycję polskiej sceny pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych i słucha się tego z bananem na ryju. Wielki szacunek dla GoW za przypomnienie tego zespołu i wydanie ich dyskografii w skromnej, klasycznej formie bez zbytecznych udziwnień, niepotrzebnych remasterów i innych na chuj potrzebnych zabiegów. Takie wznowienia udowadniają iż archeologia to niezwykle ważna dziedzina, także w sferze muzycznej. Ja do tych nagrań będę wracał z nieskrywaną przyjemnością.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.