Ahret Dev
"Hellish"
Godz Ov War 2019
Będzie
krótko i na temat, bo sprawa jest nad wyraz oczywista. Tego typu wydawnictwa
świadczą bowiem o klasie samego wydawcy. Ahret Dev to zespół z Radomia aktywny
na krajowej scenie w latach dziewięćdziesiątych. Chłopaki nagrali dwie demówki oraz
pełną płytę. Materiał zespołu był co prawda wznawiany wcześniej przez Dywizję
Kot Ryłkołaka, jednak dziś dzięki GoW ukazuje się w pełnej krasie. Na dwóch krążkach mamy bowiem zawarte wszystkie nagrania, jakie zarejestrowali Radomianie.
Pierwszy z nich to debiutancki album "Hellish", niecałe pół godziny
death metalu na światowym poziomie. Osiem kawałków silnie nawiązuje do
klasycznego grania zza wielkiej wody. Skojarzenia z Deicide są w tym przypadku nieuniknione.
Biorąc pod uwagę brzmienie materiału, może on się bardziej bezpośrednio
kojarzyć z rodzimym Hate z wczesnego okresu lub też chwilami z Devilyn.
Brutalne przytupańce wzbogacane bardziej technicznymi fragmentami, podkręcane
przez nienaganną pracę sekcji rytmicznej oraz Vaderowe solówki stawiają ten
materiał na równi z klasykami polskiej sceny z tamtego okresu.
"Hellish" kopie poniżej pleców z niesamowitą mocą i tylko żal dupę
ściska, że chłopakom nie starczyło determinacji, by pociągnąć ten wózek dalej.
Mogło bowiem z tego grania być coś naprawdę światowego. Na drugim dysku zawarte
zostały wcześniejsze nagrania zespołu, czyli dwa dema i reh. Nietrudno się
domyśleć, że brzmią one nieco prymitywniej i bardziej ubogo niż debiut, jednak
absolutnie nie odstają poziomem od "Hellish" Wręcz przeciwnie. Będąc
maniakiem prostego dźwięku ten materiał jest dla mnie nieprzyzwoicie wręcz podniecającym
połechtaniem. Tym bardziej, że nie poznałem tych nagrań w czasie kiedy zostały wydane.
Powodów teraz nie pomnę. Te siedemnaście utworów jeszcze wyraźniej obrazuje
korzenie i inspiracje kapeli i ich fascynacje Florydą. Najdobitniejszym
przykładem jest "Hydra", utwór oparty bezpośrednio na
"Trifixion" Deicide. Jest to materiał świetnie obrazujący kondycję
polskiej sceny pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych i słucha się tego z
bananem na ryju. Wielki szacunek dla GoW za przypomnienie tego zespołu i
wydanie ich dyskografii w skromnej, klasycznej formie bez zbytecznych
udziwnień, niepotrzebnych remasterów i innych na chuj potrzebnych zabiegów.
Takie wznowienia udowadniają iż archeologia to niezwykle ważna dziedzina, także
w sferze muzycznej. Ja do tych
nagrań będę wracał z nieskrywaną przyjemnością.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.