NOCTURNES MIST
„Marquis of Hell”
SèanceRecords
2019
Australijscy
weterani drugiej fali Black Metalu powracają ze swym czwartym albumem
długogrającym. Premiera tego wydawnictwa miała miejsce 13 czerwca, a ukazało
się ono pod banderą SèanceRecords. Muzyka NocturnesMist zawsze była
zakorzeniona bardzo głęboko w czarcim metalu, jaki święcił triumfy w latach
90-tych. Nie inaczej jest i tym razem. „Markiz Piekła” to osiem wałków i trochę
ponad 37 minut klasycznego, kanonicznego wręcz Black
Metalu. Jadowite, surowe, wibrujące charakterystycznie riffy, solidnie kopiąca
po ryju sekcja i złowrogi, bluźnierczy wokal, a wszystko to uzupełnione nieco
chaotycznymi, świdrującymi solówkami i odrobiną mrocznego parapetu. Przez
większość czasu obcujemy z równymi, marszowymi partiami rozsiewającymi
diaboliczny, piekielny klimat, ale i siarczystego przypierdolenia także nie
brakuje. Nie jest to objawienie gatunku ani jakaś totalna petarda, która
roznosiłaby wszystko w pizdu. To kolejny, rzetelny album sławiący Rogatego, w
którym pobrzmiewają echa Norweskich, jak i Szwedzkich produkcji, jednak
charakterystyczna, Australijska dzikość także jest tu obecna, czego doskonałym
przykładem jest choćby utwór „War Machine”. Siarczyste, chropowate, mocne,
bezkompromisowe brzmienie sprawia, że płytka ma sporą silę rażenia i kąsa
dotkliwie. Dobry, konkretny, klasyczny album, który fanom czarnej polewki z
pewnością zapewni sporo wrażeń i nie raz zrobi dobrze. Obawiam się jednak, że zginie on w zalewie
podobnych, solidnych albumów, których w ciągu roku ukazuje się od chuja i
jeszcze trochę. A może się mylę?? Czas pokaże.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.