piątek, 4 października 2019

Recenzja Bölzer "Lese Majesty"


Bölzer
"Lese Majesty"
Lightning & Sons Productions 2019


Bölzer jest zespołem wyjątkowym. Pomijając fakt, iż są jednymi z bardzo nielicznych grających od początku coś swojego, będących bardziej inspiratorami niż odtwórcami, nigdy nie przejmowali się panującą modą czy też oczekiwaniami ze strony odbiorców. Dlatego też poniekąd bałem się ich najnowszego wydawnictwa. Głównie dlatego, iż do debiutanckiego, pełnego albumu musiałem się przekonywać dość długo. Zwłaszcza z powodu wokali, które jednak ostatecznie przetrawiłem a nawet polubiłem. Nowy mini okazał się być dokładnie tym, czego podskórnie oczekiwałem. Od razu muszę rozwiać nadzieje niektórych fanów EP-ek. Nie, Szwajcarzy nie wrócili do korzeni, aczkolwiek jednocześnie o nich nie zapomnieli. "Lese Majesty" to bezpośrednie rozwinięcie "Hero" i naturalna kontynuacja rozwoju zespołu. Duet poczynił kolejny krok w kierunku, który jednym przypadnie do gustu a innych odrzuci. Jakkolwiek by jednak nie opisywać nowych pomysłów zawartych na czterech, trwających niemal trzydzieści minut utworach, jedno jest niezaprzeczalne. To nadal jest Bölzer i jest to słyszalne w każdej nucie płynącej z "Lese Majsty". Wokalnie mamy tutaj do czynienia z prawdziwym kalejdoskopem tonacji. KzR zdecydowanie mocno popracował nad swoim głosem, dzięki czemu skala, którą operuje uległa rozszerzeniu. Pomijając fragmenty śpiewane, które są o wiele bardziej wielobarwne niż na "Hero", mamy tutaj do czynienia z niespotykanie głębokim dotychczas growlem. Dla kontrastu chwilami pojawiają się nawet melodie gwizdane. Każdy z utworów jest od początku do końca przemyślany. Poza szybszymi partiami Szwajcarzy wplatają zwolnienia i nietuzinkowe pomysły, charakterystyczne chyba tyko dla nich. Rządzą tutaj wkręcające się w głowę melodie podbijane jakże charakterystycznymi uderzeniami perkusyjnymi. Jeśli o tym mówimy, to gra HzR jest na tyle typowa, że można by ją rozpoznać słuchając jedynie ścieżek samej perkusji, bez pozostałych instrumentów. Zresztą o czym mu tu mówimy, każda sekunda "Lese Majesty" to nic innego jak stuprocentowy Bölzer. Jeszcze lepszy, jeszcze potężniejszy niż dotychczas. Nawet drugi na płycie "Aestivation" będący małą odskocznią od metalowej stylistyki, przypominający nocne, rytualne nawoływania szamana, przyprawia o ciarki na plecach. Odsłuchałem ten materiał z pięćdziesiąt razy i utwierdziłem się w przekonaniu, iż są to najlepsze nagrania Bölzer jakie dane było mi słyszeć. Jest to materiał bardzo mocno sięgający w kierunku absolutu. Co prawda jeszcze go nie osiąga, ale nieprzyzwoicie się o niego ociera. Dla mnie ten krążek to jeden z najlepszych albumów jakie w tym roku słyszałem. Jestem oczarowany i powalony na kolana.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.