Funereal
Presence
„Achatius”
Sepulchral Voice
Records 2019
Funereal
Presence to solowy projekt bębniarza z Negative Plane. Akurat dla mnie żadna to
rekomendacja, gdyż do NP próbowałem
podchodzić kilka razy i jakoś ostatecznie się nie przekonałem. Potraktujmy zatem tą informację jako obowiązkową, acz
nieistotną w kontekście muzyki tworzonej przez wspomnianego Niemca we własnym projekcie.
Bo faktycznie jest to kompletnie inna bajka. Bestial Devotion postanowił
bowiem, jak sam onegdaj wspomniał w jednym z wywiadów, tworzyć muzykę, której
nikt już dla niego nie nagrywa. Muzykę zakorzenioną w głębokiej przeszłości,
kiedy gatunek obecnie nazywany black metalem
dopiero raczkował. „Achatius” to płyta nagrana co prawda kilka miesięcy
temu, jednak brzmiąca niczym zaginiony diament z końcówki lat 80-tych.
Brzmienie jest totalnie archaiczne, analogowe, bez jakichkolwiek znamion
nowoczesnej technologii. Można pomyśleć, iż album został nagrany w piwnicy przy
użyciu pokrytego kurzem i pajęczynami sprzętu. A sama muzyka? O wielki
Szatanie, toć to miód na moje uszy. Black metal z okresu, kiedy nie każdy
jeszcze był pewny, czym ten gatunek faktycznie jest, gdyż dopiero się
kształtował. Bardzo mocne skojarzenia z węgierskim Tormentor, niemieckim Poison
czy wczesnym Bathory są tu jak najbardziej na miejscu. Prymitywne riffy,
akustyczne wstawki, czyste, raczej deklamowane niż śpiewane wokalizy, odrobina
klawiszy i ten wszechobecny duch lat minionych. No kurwa, ja wysiadam! Podpisuję
się pod stwierdzeniem Germańca rękoma i nogami – dziś już tak się nie gra. No,
może podobnego ducha przeszłości próbują wskrzesić Słowacy z Malokarpatan, choć
na pewno nie jest to bezpośrednie odniesienie, jeno podobne muzyczne
inspiracje. W czasach, gdy dawny feeling prawdziwego (powtarzam –
PRAWDZIWEGO!) metalu gdzieś się rozpłynął, rarytasem są takie zespoły jak
Funereal Presence. Mające w dupie nowoczesne mody, pierdolące konwenanse,
grające pierdolony metal tak, jak było na samym początku. Biję się w piersi i
nazywam pozerem, gdyż przegapiłem debiutancki album FP. Szatan mi świadkiem, iż
zaraz nadrobię swoje zaniedbanie. Mam 42 lata… Słuchając „Achatius” czuję się
jak gówniarz, który dopiero co pożyczył od starszego kolegi pierwszą kasetę z
„metalem”. Zamiata mną ten album, rzuca o ściany i, co najważniejsze, odmładza
o jakieś 25 lat. Ja pierdole, koleś ma u mnie litra. Albo dwa. To i tak za mało. Przechuj album!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.