czwartek, 16 maja 2019

Recenzja Evil Angel „Unholy Evil Metal”


Evil Angel

„Unholy Evil Metal”
Hells Headbangers 2019



Jeśli zespół nazywa się jak się nazywa, pochodzi z Finlandii i wydaje płytę o powyższym tytule, zdobiąc okładkę banalnie prostą grafiką przedstawiającą rogi, odwrócone krucyfiksy i odstające uszy, to wiadomo kto po taki album sięgnie. Oczywiście, że ja. Tym bardziej, że wydawcą tego plugastwa jest Hells Headbangers, co już samo w sobie jest gwarantem pewnych określonych jakości. Tym razem niespodzianki także nie ma. Finowie, po dwunastu latach milczenia, wzięli się do kupy i nagrali następcę debiutanckiego albumu. Kto zna „Unholy Fight For Metal”, ten wie jakiego rodzaju grzańska możemy oczekiwać po „Unholy Evil Metal”. Oldschool jak chuj - i wszystko w temacie. Nie ma tutaj ziarenka nawet elementów odkrywczych, nie ma udziwnień (oni są normalni!) ani wirtuozerskich eksperymentów. Jest metal, jakim go Pan Szatan stworzył. Oparty na prostych, chwilami wręcz banalnych i milion razy wcześniej słyszanych, riffach, motorycznym dudnieniu beczek oraz złowieszczym, nieco przymulonym wokalu. Widać i słychać, że chłopaki mają do siebie i tworzonej muzyki spory dystans. Zerkając na foto zespołu nie da się nie uśmiechnąć i przypomnieć, kiedy to nie odjaniepawlało się podobnych zdjątek dla jaj po pijaku. Same dźwięki to z kolei totalny worship starych czasów. Duch starego Sodom w parze z Blasphemy tańcuje tutaj w każdej sekundzie płynącej z tego plugawego wydawnictwa. Napierdol czystej krwi, niekoniecznie z błony dziewiczej, raczej z rozprutej diabelskimi szponami pizdy starej kurwy, mięgwy. Te dziewięć wojennych piosenek to nie jest zabawka dla chłopców z koczkiem ani nawet intelektualistów z przepięknym zaczesem. Są to zdecydowanie dźwięki przeznaczone dla wąskiego grona odbiorców, którzy mimo upływu lat nadal czują ten młodzieńczy zew krwi i zrobienia komuś czegoś złego. I chuj, nie ma co się tutaj rozpisywać. Ta płyta pewnie nie będzie stałym gościem w moim odtwarzaczu przez zbyt długi czas i  niebawem o niej zapomnę, jednak chwile spędzone w jej towarzystwie nigdy nie zostaną zaliczone na straty. Każdy diaboł może śmiało zarzucać „Unholy Evil Metal” na uszy. Reszta delikatnych metalowców może sobie darować. I tak nic z tego nie zakumają. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.